niedziela, 19 października 2014

Satyrycy, kabarety, książki, cenzura

     Urodziłam się jakiś czas po wojnie. Bogate biblioteki moich dziadków z obu stron (Mamy i Taty), wujostwa, bliższej i dalszej rodziny  spaliły się niestety  podczas wojny , a jeżeli przeżyły bombardowania to ostatecznie uległy  zagładzie tak jak ludzie: w Powstaniu Warszawskim. Niektóre rodzinne biblioteki uległy zniszczeniu podczas wojennych wędrówek: moja rodzina pochodziła albo z Wilna, albo ze Lwowa albo z Warszawy. Wszyscy w mojej rodzinie byli zawsze "molami książkowymi". Mój Ojciec w czasach młodości czytywał nawet w nocy pod kołdrą, przyświecając sobie latarką, dzięki czemu bardzo osłabił sobie wzrok i stał się krótkowidzem. 
      Już po wojnie moja Mama, jeżeli tylko udało się jej cokolwiek oszczędzić, biegała po krakowskich antykwariatach (tam się urodziłam, szczęśliwym przypadkiem, "po drodze",  w czasie powojennej wędrówki moich rodziców )  i starała się "odtworzyć" swoją domową przedwojenną bibliotekę, poczynając od książek dla dzieci. Te książki mam do dziś. Posiadam zresztą  ogromną bibliotekę, nigdy nie zniszczyłam ani nie wyrzuciłam żadnej książki na makulaturę i z bólem serca patrzę na sterty książek które czasem leżą w moim śmietniku na warszawskim Żoliborzu. Równie bogate biblioteki posiadają moja Mama  i moi dwaj synowie. Mole książkowe tak już widać mają. Ostatnio cierpię na wyraźne niedoinwestowanie (bardzo marna emerytura) ale ciągle jeszcze nie mogę się powstrzymać żeby czasem nie kupić jakiejś książki. Czytanie książek w internecie, na tabletach czy  wypożyczonych z czytelni to nie to !  Od dziecka lubiłam "obwąchiwać" nowe książki, oglądać ilustracje, cieszyć się ich okładkami...
     Moje dzieciństwo i młodość przypadły na okres, w którym szalała w Polsce cenzura. Cenzura to jednak nie był wymysł tamtych czasów tylko wykorzystanie pomysłu naszych zaborców (cenzura szalała najbardziej w zaborze rosyjskim, zresztą tak, jak w całej Rosji i tej carskiej i porewolucyjnej).  Każda publikowana po wojnie książka, wszystkie czasopisma, przedstawienia teatralne, słuchowiska radiowe, ba, nawet książki dla dzieci musiały mieć stempel cenzora i zezwolenie na publikację. Cenzorzy  zawsze byli obecni na wszystkich przedstawieniach teatralnych i kabaretowych, pilnując, aby niepożądane czy dwuznaczne zdania nie zostały wypowiedziane przed szerszą publicznością.  
     Całe szczęście, nie brak wśród nas było ludzi inteligentnych, potrafiących "obejść" cenzurę, każdy z widzów z półsłówek a nawet gestów wiedział, o co chodzi i śmiał się albo bił brawo zawsze w odpowiednim momencie. Cenzorzy (tam też pracowali czasem inteligenci) puszczali niektóre rzeczy ale tak, żeby się nie narazić pracodawcy. Cenzura w książkach.... ratowała nas dobra pamięć :) W przedwojennych szkołach i w przedwojennych inteligenckich rodzinach uczono się mnóstwa utworów naszych poetów na pamięć więc to, co było zaznaczone jako wykreślone przez cenzurę, dopowiadano albo dopisywano ręcznie w wydawanych książkach.
     Wszyscy nasi pisarze , poeci i satyrycy, którzy pozostali na emigracji byli na całkowitym indeksie. Szczególnie Marian Hemar. Nie wolno było ich recytować, drukować, ba, nawet słuchać.... Na szczęście jakoś dawaliśmy sobie z tym radę i Ci, którzy pamiętali ich utwory, spisywali je ręcznie.
     Później, jak już byłam dorosła, czytywaliśmy książki tak zwanego "drugiego obiegu" , nie tylko powieści ale przede wszystkim literaturę społeczno polityczną ( to były czasy zdychającej komuny). Te książki były drukowane w tak zwanym podziemiu albo za granicą i przemycane do Polski.  Groziło to więzieniem, czasem ktoś wpadł, ale jakoś ogólnie dawaliśmy sobie radę. Myślę, że teraz byłoby gorzej bo ludzie w Polsce zapomnieli co znaczy honor i solidarność, stali się gorsi i donoszą na siebie częściej niż w czasach stalinowskich, chociaż katolickie kościoły "pękają w szwach".  Przykre.... 
     Teraz czasem wzdycham sama do siebie : "cenzuro wróć!" bo niektórzy twórcy naprawdę przesadzają. Nie chodzi mi tu wcale o jakieś utwory na tematy religijne. One nie dotykają moich uczuć religijnych bo potrafię na to patrzeć z dystansu,  a jeśli kogoś ranią to po prostu może czegoś nie czytać czy nie oglądać.  Chodzi mi to nagminne używanie wulgaryzmów. Jeśli już muszę tego słuchać na ulicy to niekoniecznie w telewizji czy na filmach. Wiem, że większość ludzi ostatnio "normalnych wyrazów" używa jedynie jako przerywników a wulgaryzmy są normalnym językiem ale dlaczego ludzie z pierwszych stron gazet czy dziennikarze telewizyjni na wizji koniecznie muszą ich używać???!!!!! Dlatego właśnie czasem marzę o cenzurze może nie politycznej ale obyczajowej! 
    Byłam więc od wczesnych lat wychowywana na niezłej literaturze, dobrej poezji, na dowcipnych wierszach Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Antoniego Słonimskiego, Jana Brzechwy, Juliana Tuwima, Mariana Hemara (moja Mama pamiętała sporo jego wierszy), na książkach dla dzieci Kornela Makuszyńskiego, Buyno-Arctowej, literaturze francuskiej i angielskiej no mi powieściach naszych polskich pisarzy. Muszę się jednak bez bicia przyznać, że nigdy nie lubiłam "Trylogii" i w całości jej nie zmęczyłam... za dużo tam było rzezi! Takie krwawe morderstwa w imię wiary "ku pokrzepieniu serc" ????? Teraz wiem skąd się bierze u nas niechęć do mniejszości narodowych,  innych religii i poczucie wyższości nad innymi ! I to miało być patriotyczne wychowanie ?????????????? 
     O kabaretach , przedwojennych, słyszałam opowieści moich dziadków i mojej Cioci (siostra mojej Mamy, o 11 lat starsza ), która była już przed wojną byłą mężatką i nierzadko razem z mężem wieczorem chodzili na przedstawienia kabaretowe. 
     Jako nastolatka, oglądałam w telewizji chyba wszystkie przedstawienia "Kabaretu Starszych Panów" Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Przedstawienia nadawane były bardzo późno, jak zwykle, to w telewizji funkcjonuje cały czas, że "Inteligenckie" audycje nadawane są po nocy tylko nie wiem dlaczego. Po to żeby inteligentów wybić co do nogi brakiem snu czy co??????? Telewizora wtedy jeszcze moja Mama nie miała bo na jej urzędniczą kieszeń kosztował majątek. Chodziłyśmy więc  do naszych życzliwych sąsiadów i korzystałyśmy z ich uprzejmości. 
      Później, kiedy byłam już w liceum i wreszcie  sama chodziłam na przedstawienia do STSu (Studencki Teatr Satyryków) gdzie występował mój cioteczny brat i do "Hybryd". Występował też przedtem w "Stodole" gdzie grał Króla Ubu ale do "Stodoły" zaczęłam chodzić już wiele lat po jego śmierci. Spotykam tam "stodolanych kabareciarzy", ciągle błyskotliwych i naprawdę dowcipnych z "ciętym" poczuciem humoru. Jak miło się z nimi rozmawia! Niestety kabaret w "Stodole" już nie funkcjonuje. 
     Moje pokolenie słuchało też skeczy z bardzo popularnego kabaretu "Dudek" (chętnie słucham ich do dziś szczególnie w wykonaniu Edwarda Dziewońskiego, Jana Kobuszewskiego, Wiesława Michnikowskiego  ). Bawiły nas krakowskie "Spotkania z balladą", oczywiście telewizyjny "Kabaret Olgi Lipińskiej" ze znakomitą obsadą i zwariowanym, surrealistycznym humorem, Kabaret Elita, Kabaret Tey, występy "Piwnicy pod baranami", oczywiście Mann i Materna, Jan Tadeusz Stanisławski, radiowe  "Dialogi na cztery nogi", Krzysztof Piasecki, Wiktor Zborowski, Kabaret OT.TO, Marian Opania, Maciej Stuhr (dowcip ma chyba w genach), Tadeusz Drozda, Andrzej Grabowski, Bohdan Smoleń, Artur Andrus, Piotr Bałtroczyk, Kabaret Jana Pietrzaka dopóki nie odszedł za bardzo na prawo i nie przestał być śmieszny a stał się (jako polityk) żałosny !
     No i oczywiście Stanisław Tym i Stefan Friedmann którzy zachowali ten swój cięty inteligencki dowcip. Felietony Stanisława Tyma można przeczytać w tygodniu "Polityka", tam też ukazują się rysunki Pana Mleczki. Felietony Stefana Friedmanna ukazuja się tygodniku "Tele tydzień". Tam też ukazują się niesłychanie słuszne i dowcipne felietony Pani Ilony Łepkowskiej obnażające naszą rzeczywistość. Na szczęście !!!!!! 
    Nie sposób wymienić wszystkich kabaretów bo wyrosły jak grzyby po deszczu i każdy uważa że jest niesłychanie dowcipny. Jakiś czas temu usiłowałam obejrzeć w telewizji kilka wieczorów kabaretowych. Nie wiem czy się zestarzałam i straciłam poczucie humoru. Może.... Na pewno jednak nie straciłam poczucia dobrego smaku. Niektórzy, kiedyś, niezwykle dowcipni teraz stali się tylko , jak mawiał mój Dziadek, "wcidupni" .... tacy "pod publiczkę" której najbardziej podoba się polewanie wodą, rzucanie tortami i oblewanie pomyjami (przenośnie i dosłownie). Wiem, że pewnie nie wymieniłam wszystkich dobrych kabaretów i satyryków, którzy mnie w życiu rozśmieszali. Przepraszam ich za to. Niektórzy już dawno się wycofali, inni próbują sprostać zapotrzebowaniom rynku rozrywkowego. To jednak bardzo smutne, że dla miłego grosza przestali być naprawdę dowcipni a stali się żałośnie śmieszni. Przynajmniej dla mnie .....
      Na  szczęście można jeszcze obejrzeć stare filmy Stanisława Barei, Chęcińskiego, przedwojenne polskie komedie ze świetnymi aktorami, posłuchać i pooglądać Stanisława Tyma, poczytać Sławomira Mrożka, pooglądać rysunki Mleczki. Dochodzę do wniosku że tacy Ludzie jak Tym, Bareja, Mrożek, Mleczko to dalekowzroczni wizjonerzy. Ich języki i oczy z całą pewnością były czy są podłączone do mózgów. Szkoda, że tylu ludzi jest teraz krótkowzrocznych. Skąd wziąć tyle okularów?
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz