poniedziałek, 30 czerwca 2014

W imię wiary ???

Na nabożną

Jeśli nie grzeszysz jako mi powiadasz,
czego się miła tak często spowiadasz?
                                       Jan Kochanowski /1530-1584/

Dewotka

Dewotce służebnica w czymciś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy" - biła bez litości.
Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności.
                                       Biskup Ignacy Krasicki /1735-1801/ 

      Ignacy Krasicki, choć sam był biskupem, napisał jeszcze inny utwór krytykujący kler: poemat heroikomiczny "Monachomachia czyli Wojna mnichów". Utwór biskupa Ignacego Krasickiego jest ostrą satyrą na walkę między dwoma męskimi zakonami:karmelitów i dominikanów. 

       Sama pochodzę z katolickiej rodziny, jestem ochrzczona i bierzmowana ale..... właściwie podkreślam to, że jestem chrześcijanką bo wcale nie jestem dumna ze swoich współwyznawców a nawet wstyd mi się do nich przyznawać. Oczywiście nie chcę uogólniać i nie mam zamiaru nikogo obrażać ale kiedy obserwuję zachowanie wielu tak zwanych bogobojnych katolików to.... Mam do czynienia z wieloma paniami, które zaczynają poranek od wysłuchiwania audycji w Radiu Maryja i mszy w kościele, po czym pojawiają się plując nienawiścią do starych, młodych, Żydów, komunistów, socjalistów, rasy żółtej, rasy czarnej i wszelkich innych "innych". A gdzie miłość, dobroć i pokora którymi to cechami z założenia powinni się odznaczać katolicy? 
      Niedawno widziałam zdjęcie pań "protestujących" przed jednym z teatrów gdzie odbywało się zamknięte przedstawienie słynnej ostatnio sztuki "Golgota" . Trzymały ręce w górze pokazując "V", wrzeszczały, miały wykrzywione ze złości twarze (nawet nie wiem, czy można powiedzieć "twarze"), jedna z nich byłą ubrana w czerwoną pelerynę z naszytym orłem w koronie, w dłoniach różańce. Przecież to obraza kościoła, prawdziwie wierzących (na przykład mojej 92-letniej Mamy która jest oburzona takimi akcjami). JEŻELI TA SZTUKA OBRAŻA CZYJEŚ UCZUCIA RELIGIJNE TO PRZECIEŻ MA WYBÓR: NIE MUSI JEJ OGLĄDAĆ I TYLE!!!!!! Ja na przykład nie oglądam misteriów Męki Pańskiej bo mi się niedobrze robi na widok krwi ale jeśli ktoś to lubi oglądać to proszę bardzo. A MOŻE TWÓRCY PRZEDSTAWIENIA PŁACĄ IM ZA REKLAMĘ???????
     Czy znów wracamy do nawracania na katolicyzm ogniem i mieczem? Te same "panie" biegają po cmentarzach bucząc i gwiżdżąc i miesiączkują każdego 10-go dnia miesiąca pod Pałacem Prezydenckim utrudniając wszystkim życie bo w to są zaangażowane służby porządkowe i służby oczyszczania miasta a autobusy w tym czasie mają zmienioną trasę.... Była kiedyś krucjata dziecięca. Może teraz zrobić krucjatę tych pań i wysłać je do krajów arabskich? Niech tam nawracają na katolicyzm a my wszyscy będziemy mieć odrobinę spokoju!   
     Sama jestem emerytką i jestem zmuszona do dodatkowego zarobkowania bo nie udaje mi się przeżyć z mojej emerytury po 30 latach pracy i opłacania ZUS. Zastanawiam się jak bogate muszą być  ci ogarnięci histerycznym religijnym amokiem emeryci jeżeli mają czas i zdrowie na te różne "akcje". Naprawdę im zazdroszczę bo gdybym miała więcej pieniędzy to czas spędzała bym na wykładach Uniwersytetu Trzeciego Wieku, w parku albo w lesie.
      Bardzo proszę na siłę mnie nie nawracać i nie zmuszać do uczestniczenia w różnych wystąpieniach z moimi "współwyznawcami" bo właśnie dlatego, że się tak zachowują od dłuższego czasu nie chodzę do kościoła. 
     W Polsce są Kalwini, Luteranie, Ewangelicy, Protestanci, Baptyści, Mormoni, Mariawici, Żydzi, Muzułmanie, Zielonoświątkowcy, Buddyści, Świadkowie Jehowy, Unici i pewnie jeszcze inne, nieznane mi Kościoły ale jakoś żaden z tych kościołów nie wychodzi na ulice czy na cmentarze podczas pogrzebów i nie robi zadymy.
     Ciekawa jestem co się stanie jeżeli wyznawcy nowego kościoła (Latającego Makaronu) wyjdą na ulice i zaczną tym makaronem obrzucać przechodniów? Może wreszcie niektórzy się opamiętają!



niedziela, 22 czerwca 2014

Życie jest utkane z niespodziewanych spotkań, jak siatka na ryby

     Wszystkim zawsze powtarzam, szczególnie przyjaciołom którzy mają kłopoty, że WSZYSTKO W ŻYCIU JEST "PO COŚ" . W momencie kiedy się coś dzieje jesteśmy czasem przerażeni, zrozpaczeni a czasem tylko zdziwieni, ale dopiero za jakiś czas okazuje się, jakie znaczenie miało dla naszych dalszych losów to, co się zdarzyło. Tak dzieje się też w moim życiu. Od zawsze. Spotykam różnych ciekawych ludzi a dzięki nim poznaję innych ciekawych ludzi. Jestem niestety jedynaczką, ale lubię ludzi "jako takich" no chyba.... że ktoś okazuje się przy dłuższym poznaniu szują...... ale tym razem przytrafiło mi się naprawdę coś przemiłego i poznałam bardzo sympatycznych dziennikarzy z polskiego Radia Dla Ciebie. 
      Jak zwykle, nie potrafię się powstrzymać od rozmów w pracy ze zwiedzającymi i jeśli się do mnie odzywają to z nimi rozmawiam. Tak było i tym razem. Miły, młody człowiek (widać, że z "kindersztubą - sama mam synów w podobnym wieku i wiem, jak się zachowuje porządnie wychowany facet) z dwiema bardzo ładnymi i grzecznymi dziewczynkami (grzeczne dzieci to ostatnio rzadkość) usiedli przed jednym z obrazów w pobliżu mojego muzealnego stanowiska pracy a ja.... wtrąciłam się i skomentowałam to, co przedstawiał obraz. Tym miłym młodym człowiekiem okazał się Pan Redaktor Rafał Betlejewski z Radia Dla Ciebie, przy ulicy Myśliwieckiej. Pan Redaktor zajmuje się ostatnio problemem życia osób na emeryturze. Moja najbliższa rodzina jeszcze przed wojną byłą związana z polskim Radiem. Mój Dziadek, muzyk (wiolonczelista) grał w orkiestrze radiowej, w radiu pracowała też moja ciotka (siostra Mamy), jej późniejszy mąż, speaker, Zbigniew Świętochowski (przed wojną, w czasie Powstania i po wojnie) oraz mój brat cioteczny Krzysztof Świętochowski. Ja sama, jako dziewczynka,  brałam udział w audycjach radiowych "Uczymy się recytować" prowadzonych przez Profesora Kazimierza Rudzkiego. Ale.... to było...XXX lat temu więc teraz miałam okrrrrrrrrrrrrrrrrrropną tremę . trema to siostra moja rodzona mimo, że jestem od lat tłumaczem (także kabinowym) ale przed mikrofonem drętwieję. Poszłam do Radia ze swoim "Bodygardem" - moim starszym synem. Jakoś poszło.... Efekty można zobaczyć (usłyszeć) na blogu pokolenie1600.blogspot.com (post. p.t. Pani z Muzeum Narodowego)

sobota, 21 czerwca 2014

Wychowanie czy zwykły chów ?

      Nie chcę nikogo obrazić tytułem tego postu ale ciągle sama sobie stawiam to pytanie obserwując większość młodzieży i dzieci. A stanowisko do obserwacji mam bardzo dobre. Obserwuję to z poziomu sal wystawowych jednego z dużych muzeów i poważnie się obawiam, że chyba mam jednak rację. Każdy czas ma swoje złe i dobre strony. Od nas samych zależy co przeważy, choć nie zawsze. 
     Pochodzę z rodziny inteligenckiej, jestem produktem powojennym więc sami rozumiecie, że    w domu się nie przelewało. Moja rodzina mieszkała od pokoleń w Warszawie, tu miała mieszkania, wszyscy szczęśliwie ocaleli, ale ledwo uszli z życiem więc o jakichkolwiek zasobach, biżuterii czy innych pamiątkach rodzinnych można było zapomnieć bo wszystko spłonęło podczas Powstania. po wojnie życie zaczynało się od jednego garnka, kilku talerzy i sztućców. Zabawki miałam, ale kilka. Kochałam je, ale jak teraz na nie spojrzę (dwa swoje ukochane misie mam do dziś) to żal mi serce ściska. Twarde, wypchane trocinami , w kolorze szaro-burym.... Klocki drewniane. Owszem, ekologiczne ale nie tak kolorowe jak teraz. A jednak miałam miłość mojej rodziny i prawdziwe zainteresowanie z ich strony. Moi najbliżsi, z którymi mieszkałam  to Mama. Babcia i Dziadek Rozmowy, wyjaśnienia, tłumaczenie różnych zjawisk przyrodniczych, chodzenie w czasie wakacji po łąkach torfowych żeby zebrać jak najwięcej roślin do zielnika (eksponaty opisywałam po polsku i po łacinie korzystając z "Klucza roślin"). Przed Bożym Narodzeniem wszyscy siadaliśmy wieczorami wokół stołu (był okrągły) Babcia, Mama i Ja robiłyśmy zabawki na choinkę a dziadek w tym czasie czytał nam książki. W domu było radio ale o telewizji nikt wtedy nawet nie marzył, zresztą wiele lat później dopiero zaczęto nadawać program telewizyjny. 
      Swoich synów, dziś już dorosłych i samodzielnych, wychowywałam podobnie. Miałam z nimi ciche porozumienie że czasem (zdarzało się to sporadycznie) jeżeli nie chcą iść do szkoły to usprawiedliwię ich nieobecność pod warunkiem, że będzie ona uzgodniona ze mną a za wagary będzie "szlaban" więc ... nie było wagarów. Nie było też wystawania pod śmietnikiem, choć była zabawa w podchody na terenach wokół bloków z zaprzyjaźnionymi dziećmi. Każdy znajomy moich synów miał prawo przyjść do nas do domu. Długo nie mieliśmy komputera bo zwyczajnie nie było nas stać na taki zakup za to kupowaliśmy książki, chodziliśmy na wystawy , spacery, rozmawialiśmy ze sobą o wszystkim. Klocki lego i resoraki mieli, oczywiście tak jak pluszaki, chociaż wiele miękkich zabawek szyłam im sama. Zasad dobrego wychowania uczyłam ich w praktyce  podczas przyjęć rodzinnych . Każdego z nich, kiedy byli już prawie dorośli zabrałam po kolei , jako osobę towarzyszącą, na przyjęcie w ambasadzie kraju, którego język znam (jestem tłumaczem) żeby zobaczyli jak tam należy się zachować. Przykłady mieli różne bo jeden pan upychał sobie po kieszeniach w garniturze drobne przekąski i czekoladki. Ale to też miało swój "smrodek dydaktyczny". No i nigdy nie mówili do mnie ani do moich znajomych po imieniu.... Za to zawsze mieliśmy ze sobą znakomity kontakt i mamy go nadal. 
     Teraz dzieci i młodzież mają piękne ubrania, kolorowe i modne, najróżniejsze gadżety, mnóstwo pyszności do jedzenia o których ja mogłam sobie tylko marzyć czytając o nich w ilustrowanych pismach, jeśli ktoś jakieś przywiózł z podróży na zachód....super bluzy, buty i wszystko, co można nabyć za pieniądze, ale... Ale nie są (z małymi wyjątkami) wychowywani tylko hodowani. Dostają na wszystko pieniądze, dostają mnóstwo rzeczy, ale nie potrafią powiedzieć dzień dobry wchodząc do sklepu czy tym bardziej do muzeum. Nie potrafią powiedzieć "dziękuję" dostając cokolwiek czy wychodząc ze sklepu na przykład. Owszem widuję w autobusach, metrze, na ulicy i w muzeum dzieci wychowane a nie tylko hodowane i to jest pocieszające chociaż szkoda, że jest ich tak mało....Wszyscy są zapracowani ale naprawdę nie wystarczy dawać dzieciom jedynie jedzenia (paszy), ubrań i zabawek. Trzeba im dawać coś więcej :siebie. Najlepsza niania, prywatne przedszkole czy szkoła nie zastąpi rodziców. Trzeba mieć czas    na dzieci i dla dzieci jeżeli chce się je mieć. Wiem, że akcja "Cała Polska czyta dzieciom" jest dobra ale trochę mnie ten slogan śmieszy bo każdy kto swoje dzieci wychowuje wie, że trzeba im czytać. 
     Przykład z ostatniej chwili: tata w metrze z małym chłopcem, który mógł mieć najwyżej trzy lata. Zwalnia się miejsce więc siadają. tata podaje synkowi komórkę a sam bierze drugą. Każdy z nich gra w jakąś grę. A gdzie rozmowa?

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Watergate nad Wisłą, czyli nasze polskie piekiełko

     Słynna afera Watergate w Stanach Zjednoczonych w połowie lat 70-tych, za czasów rządów Prezydenta Nixona, bulwersowała cały niemal świat przez wiele, wiele lat. Nazwano ja skandalem politycznym, doprowadziła do kryzysu konstytucyjnego w efekcie czego Prezydent Nixon musiał zrezygnować z kariery politycznej i podać się do dymisji. Było to wynikiem nielegalnych działań administracji przeciwko przeciwnikom politycznym.
      Właśnie...... walka na kły i pazury, nieważne jaką metodą byle skutecznie. Walka o stanowisko, kasę, wpływy, krąg wyborców .... Tak jak w jednym z moich ulubionych filmów "Dzień świra" z Markiem Kondratem. Ja, mojszy, najmojszy, nieważne jak, byle do przodu, byle na górze.... Zgnieść, zgnoić przeciwnika, im szybciej i mocniej tym lepiej. To wieczne "zbieranie kwitów" na kogoś, szukanie słabych stron, wytykanie potknięć... Krytyka tego, który aktualnie rządzi, chociaż krytykant niedawno sam stał u steru władzy ale wtedy... niechby ktoś tylko spróbował go skrytykować! Obraza rządu, obraza majestatu, obraza stanowiska, szarganie uczciwego człowieka, jak tak można! Wytaczamy armaty, najcięższe armaty przeciwko przeciwnikom... Nie pamięta wół jak cielęciem był.... Tak życie się toczy, że czasem ktoś nagle znajduje się po drugiej stronie barykady. I bardzo dobrze..... 
     Komisje, komisje, komisyjki, komisje badające działanie komisji i komisji badającej działalność komisji.... Zwariować można w trybie natychmiastowym, a z cała pewnością chce się wymiotować, jak się tego wszystkiego słucha i czyta o tym wszystkim. Z drugiej strony żyjemy tu i teraz i nie sposób nie interesować się co się dzieje wokół nas. A wokół nas obrzydliwe, najbardziej haniebne i brudne polityczne gierki. Za komuny był taki dowcip: Co może spowodować śmierć? Odcięcie tyłka od stołka i ryja od koryta. To jest nadal aktualne, chociaż rządy zmieniły się już wiele razy, "komuna" podobno dawno już upadła, jesteśmy bardziej święci od samego papieża, modlimy się na każdym kroku, nagminnie stawiamy pomniki "naszego papieża", krzyczeliśmy "santo subito", jesteśmy dumni z Solidarności.... ale.... nie potrafimy zachowywać się w porządku i z honorem w stosunku do innych. I jak to świadczy o polskim katolicyzmie? A przecież Polak to katolik... Mamy być dumni z tego że jesteśmy Polakami? Ja już dawno nie jestem z tego dumna a nawet coraz częściej bardzo się tego wstydzę. Tak bardzo, że mam ochotę ze wstydu schować się w mysiej dziurze....Rozumiem, że ciężko jest przeboleć to, że miało się w obu rękach władzę ustawodawczą i wykonawczą a teraz ..... żadnej... ale żeby aż tyle nienawiści? No tak... ale kukłę Lecha Wałęsy palili ci sami "sprawiedliwi"..... 
 NASZE POLSKIE PIEKIEŁKO W KTÓRYM CIĄGLE NA OGNIU GRZEJE SIĘ SMOŁĄ DLA TYCH CO NIENAWIDZĄ I ZAZDROSZCZĄ ZUPEŁNIE BEZ POWODU TEGO CO ICH NIE DOTYCZY...    jak w zasłyszanym przeze mnie powiedzeniu: "Kanonik z Torunia zazdrościł szewcowej z Krakowa lekkiego porodu" . Tak to z nami Polakami już widać być musi i żadne anomalia pogodowe nas nie przestraszą....

Tęcza i inne kwiaty do kożucha

    Rozumiem że świat się zmienia, zmieniają się style architektoniczne, nowoczesność łączy się z przeszłością, zmieniają się też style w malarstwie i plastyce. W starej zabudowie pojawiają się nowe firmy z bogato ubranymi wystawami, inaczej niż kiedyś. W każdym razie inaczej niż tuż po wojnie. Bo przed wojną, jak wspomina moja Mama było sporo biedy, ale bywały też wspaniałe "salony mód" z najnowszymi kreacjami prosto z Paryża (teraz też takie mamy i z Paryża i z Londynu ale ... w sklepach z odzieżą używaną). Jest kolorowo, jest wesoło, mamy ciągłe igrzyska tylko... brakuje chleba (albo na chleb).l Słynne powiedzenie "chleba i igrzysk" oznaczało tyle, że kiedy lud jest głodny należy go karmić (przynajmniej chlebem) i dostarczyć mu rozrywek (igrzyska) żeby nie rozmyślał o swoim głodzie i biedzie bo gotów jest zbuntować się, wyjść na ulice i obalić system (władcę).
     W porządku. Tylko dlaczego ktoś notorycznie szpeci moje miasto, ktoś inny na to pozwala, a w dodatku ja, jako osoba wpłacająca regularnie do kasy miejskiej należne podatki, muszę za to wszystko płacić, bez prawa dokonania wyboru, bo mnie nikt po prostu nie pyta, czy podoba mi się plastikowa palma na Rondzie Generała Ch. de Gaulle'a, tęcza na Placu Zbawiciela czy inne podobne "kwiaty do kożucha". Myślę że nowoczesność nowoczesnością, happeningi można czasem robić pod warunkiem, że twórca wszystko po sobie posprząta na własny koszt. Nie należy jednak szpecić ledwie ocalałych z pożogi wojennej fragmentów miasta lub tych odbudowanych  ogromnym nakładem takimi pożal się Boże "ozdobami". piękny, choć niepozorny pomnik Generała Ch. de Gaulle'a stoi sobie spokojnie na chodniku, tuż obok parkanu okalającego plac rozbudowy byłego KC Partii, podczas kiedy na samym środku skrzyżowania Alei Jerozolimskich i Nowego Światu, czyli na samym środku ronda tkwi od lat paskudna plastikowa palma. Może to rondo powinno się nazywać Palma mi odbiła? nie wiem kto wpadł na taki idiotyczny pomysł "sadzenia" plastikowej palmy na samym środku stolicy, ale palma stoi jak drut, brudna, co jest oczywiste, bo nikt porządnie jej nie myje, a deszcz nie daje rady, paskudna i plastikowa. Nie wiem ile kosztował ten wspaniały projekt, jego wykonanie i naprawy (palma gubi liście) , kto się zgodził na tę głupotę, ale z całą pewnością nie był to rdzenny Warszawiak. A co mu tam.... przyjechał, pracuje w korporacji, dobrze zarabia, nie patrzy na palmę, a potem wyjedzie do innego miasta, do innej korporacji, na lepsze stanowisko i tamtejszym mieszkańcom być może "upiększy w podobny sposób ich miasto....
     Innym przykładem samowolnego "upiększania" miasta i kompletnego "bezguścia" jest nasza warszawska tęcza. Tęcza jako zjawisko przyrodnicze to coś pięknego , tyle tylko, że my w Warszawie mamy "super tęczę" na samym środku placu Zbawiciela, ale ta tęcza to niegustowny gniot ze sztucznych kwiatów na żelaznym stelażu, osadzony na samym środku placu,  wokół którego stoją przedwojenne kamienice (nie wiem co na to konserwator zabytków), których w Warszawie tak dużo się nie uchowało.... W dodatku pewnie projekt, wykonanie  nie mało kosztowały, tak jak naprawy, za które wszyscy płacimy, bo wątpię, czy pani Hanna Gronkiewicz-Waltz płaci za to z własnej kieszeni. Nie wiem, może płaci za pieniądze jakiś kamienic które podobno nabyła? Ale ja się nie zgadzam żeby tego rodzaju wątpliwej jakości ozdoby były fundowane w moich podatków. Ja i moi znajomi i tak ledwo wiążemy koniec z końcem i nie mam zamiaru płacić za naprawy jakiejś niegustownej plastikowej tęczy, niezależnie od tego, kto ją sobie obrał za symbol, bo mnie to nie interesuje! Poniżej, na dowód że można inaczej i z gustem 








Szklana rzeźba postawiona we Wrocławiu przy okazji Międzynarodowego Kongresu Kultury

poniedziałek, 9 czerwca 2014

KRASNOLUDKI

   Postanowiłam rozwiać trochę ten trochę smętny nastrój który zakradł się do mojego bloga w związku z tym, co dzieje się wokół nas...Dlatego właśnie postanowiłam napisać o krasnoludkach. Każdy z nas, w dzieciństwie, słyszał pewnie przynajmniej raz bajkę o tym sympatycznych stworkach. W zasadzie są to stworki przesympatyczne jeżeli ktoś obchodzi się z nimi grzecznie,  ale spróbujcie "wejść im na odcisk" a sami zobaczycie do czego zdolne są rozzłoszczone krasnoludki.... więc nie radzę! To szczera prawda, że .....krasnoludki są na świecie. Przynajmniej we Wrocławiu, mieście otwartym, serdecznym, przyjaznym dla ludzi różnych narodowości i kultur. Jest w nim sporo Kresowiaków, którzy są zawsze bardzo serdeczni, "ciepli" i otwarci. Być może właśnie dlatego  krasnoludki osiedliły się jakiś czas temu we Wrocławiu i zamieszkują tam po dziś dzień. Udało mi się je podpatrzyć i sfotografować z bliska. Są naprawdę słodkie i znajdują się w różnych miejscach miasta krasnoludkowym zwyczajem tam, gdzie się ich człowiek najmniej spodziewa.







sobota, 7 czerwca 2014

Generał / przemyślenia przy okazji pogrzebu /

    Nigdy specjalnie nie lubiłam ŚP Generała a od momentu, kiedy mnie, matkę kilkuletniego wówczas syna wystraszył grobową miną i ogłoszeniem stanu wojennego to nawet bardzo go nie lubiłam. Spotykałam go jeszcze kilka lat temu w foyer filharmonii  podczas przerw w koncertach. Mimo, że go nie lubiłam to nie plułam mu jednak na buty ani nie trącałam w przejściu. Nie buczałam też na jego widok. Po prostu jak było widać i Generał i ja lubiliśmy po prostu koncerty symfoniczne. Na koncert do filharmonii może wejść każdy, kto kupi bilet albo wejściówkę i tyle. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego ani nic gorszącego.
    Natomiast bardzo gorszące były wszystkie przepychanki i idiotyczne dyskusje gdzie, kiedy i jak  pochować Generała. Tym bardziej, że toczyły się w imieniu tak zwanych patriotów i katolików. Piszę tak zwanych ponieważ moim zdaniem ani prawdziwy patriota ani prawdziwy katolik nie wyczynia gorszących burd na cmentarzu, gdzie pochowanych jest wielu innych zmarłych, a jak wiadomo, miejsce pochówku zmarłych należy otaczać czcią i nie dopuszczać do gorszących scen wśród mogił. Sprawa jest nadzwyczaj prosta. Generał posiadał nie tylko stopień oficerski ale był w pewnym momencie również naszym Prezydentem. Urząd Prezydenta należy szanować niezależnie od tego kto nim jest bo przecież ktoś w jakiś sposób wybiera Prezydenta. Tylko po wojnie prezydenta przywożono  "w teczce". Istnieją specjalne przepisy mówiące o tym jak wygląda pogrzeb kogoś kto pełnił funkcję Prezydenta a do tego posiadał stopień oficerski.  Wszelkie dyskusje na ten temat były więc po prostu bezsensowne. Tym bardziej, że morderców i gwałcicieli też chowa się po ich śmierci na cmentarzu i jakoś nikt ich nie wygwizduje i nie buczy.Żyjemy w określonej szerokości geograficznej, żyliśmy w specyficznym czasie i na niektóre sprawy często  nikt nie miał najmniejszego  wpływu. przecież Wisły nie da się zawrócić kijem.
     Nikt z mojej rodziny akurat nie wędrował z armią radziecką chociaż było w niej kilku przedwojennych oficerów . Nie potępiam jednak tych, którzy przywędrowali z tą armią bo..... po prostu nie udało im się przedrzeć do Armii Generała Andersa a każdy kto żyw uciekał z tego "radzieckiego raju", krainy mlekiem i miodem płynącej. Nie ma się więc co dziwić że młodzi chłopcy i młode dziewczęta ("Platerówki") robili co mogli żeby wydostać się z Rosji Radzieckiej jak tylko nadarzała się okazja. Znam kilka takich osób i naprawdę nie sposób ich za to potępiać! 
     Te ciągłe podziały MY i ONI! My katolicy i patrioci i oni "komuchy", dranie, złodzieje i zbrodniarze. Po prostu mnie mdli! Nie chcę ciągle dzielić i analizować! Dzielę ludzi na przyzwoitych i uczciwych i na takich którzy nimi nie są. 
     Nurtują mnie dwa pytania. Po pierwsze czy każdy z tych, co tak buczą i gwiżdżą podczas pogrzebów ma zupełnie czyste ręce i sumienie? Szczerze wątpię. Po drugie skąd ci ludzie mają pieniądze żeby całymi dniami nie pracować tylko mieć czas na wystawanie pod Pałacem Prezydenckim albo chodzenie na pogrzeby w celu zakłócania spokoju zmarłych i ich rodzin? Czy córka Generała i jego wnuk są w jakimkolwiek stopniu winni, że był ich ojcem i dziadkiem? Oni stracili bliską osobę. Naprawdę nie jestem dumna że jestem Polką jeżeli dzieją się podobne hece a wręcz przeciwnie: jest mi okropnie wstyd! Wydaje mi się, że ci sfrustrowani ludzie na cmentarzu są po prostu nieudacznikami, nikogo nie lubią  i sami siebie też nie lubią.
     Proponuję im, jeśli maja tyle wolnego czasu i pieniędzy (nie muszą pracować) żeby swój czas i energię zużyli na pomoc w ramach wolontariatu we wszelkiego rodzaju hospicjach, domach opieki społecznej, schroniskach dla bezdomnych lub schroniskach dla zwierząt. Pobyt w takich miejscach bardzo pomaga spojrzeć na swoje działania z odpowiedniej perspektywy.
     

czwartek, 5 czerwca 2014

25 LAT WOLNOŚCI TO NASZ SUKCES

     Dwadzieścia pięć lat wolności, dziesięć lat w Unii Europejskiej.... obchody, święto, uśmiechy, goździk - medal - uścisk -uśmiech -kwiatek - kwaśna minka bo kogoś nie uściskali a wydaje mu się, że zasłużył... Ukłony, ukłony, ukłony... Konia podkuwają a żaba kopyto podstawia. Nic nowego. Wszyscy radośni, szczęśliwi, pełni nadziei, szykują się zmiany, niektórzy trenują od lat nową dyscyplinę sportu: skok ze stołka na stołek. Czasem się nie udaje i można spaść tłukąc  dotkliwie pewna część ciała. Dlatego bezpieczniej wybierać niższe stołki bo jeżeli się z nich spada to nie boli tak bardzo... Zmieniają się czasy, rządy, opcje polityczne ale procedura ta sama : jak ktoś narozrabia na dyrektorskim stołku to "idzie w ministry" a jak na ministerialnym to go wysyłają w ambasadory. Za karę. Żeby sobie nie myślał, że jest bezkarny... a ja bym chciała bardzo, żeby mnie ktoś tak ukarał ale ja jestem na ogół grzeczna więc karać mnie nie ma za co.... niestety. I tak to się kręci. Ci z góry lądują na dole, ci z dołu na górze a ci ze środka pozostają niezmiennie w środku.
     Taaaak dwadzieścia pięć lat a ja i tak zawsze czułam się wolna, nawet "za komuny" .Nikt z mojej rodziny nigdy nie należał do PZPR ani jakichkolwiek innych organizacji (poza AK oczywiście) więc nie mieli nas skąd wyrzucać i dlatego czuliśmy się bardziej wolni niż inni. Współpracowałam i współdziałałam z Panną "S" bo było mi po drodze, nawet pod materacykiem w wózku syna przewoziłam ulotki i literaturę drugiego obiegu. Nie robię świństw, ale do kościoła chodzę rzadko, za to jestem przyzwoitym człowiekiem, pomagam komu trzeba pomóc i nikogo nie krzywdzę.Zawsze lubiłam wszystkich ludzi jako takich, ale ostatnio jest mi ciężej ich lubić.
   Na ustach uśmiechy, miłe słówka, puste deklaracje o solidarności, przyjaźni, wspólnym wysiłku, tworzeniu, budowaniu, głębokiej wierze, wdzięczności dla tych czy tamtych, wiodącej roli kościoła katolickiego (kiedyś była to wiodąca rola partii), wychodzeniu z kryzysu, polepszaniu się warunków życia, wzroście PKB i zmniejszaniu się bezrobocia. Wszyscy dookoła praktykujący na każdym kroku, modlą się, noszą widoczne oznaki przynależności i wyznawania jedynej słusznej wiary.  Co chwila podniosłe chwile i różne obchody... biegi, marsze, przemarsze, sztandary, igrzyska. Tak jak w "Dniu świra" mój, mojszy, najmojszy... kto kogo przebije. A może by tak uspokoić się trochę, przestać zwoływać komisje i komisje badające prace komisji, dać spokojnie pracować i tworzyć coś a nie tylko rujnować, kłócić się kto mądrzejszy, kto ładniejszy i czyja prawda na wierzchu. W XX-leciu międzywojennym zbudowano Gdynię i postawiono Polskę na dosyć wysokim poziomie ekonomicznym. 
     Wszyscy wszystkim przygadują, dopiekają, nawet tak ważnej rocznicy nie można obejść na poziomie i z godnością, tylko trzeba uciekać pod byle pretekstem do szpitala żeby nie podawać niektórym rąk... tylko już nikt nie pamięta pewnie, jak ten sam Pan Prezes, który mówi o prawie, o sprawiedliwości,  palił kukłę Lecha Wałęsy....
      Ci, którzy mienią się katolikami i patriotami, którzy chcą wszystkich wokół pouczać jak trzeba żyć modlą się pod figurą a mają diabła za skórą. Już w kościele pokazują brak szacunku dla bliźnich przepychając się łokciami i kopiąc innych po kostkach aby przyjąć komunię świętą. Wychodzą z kościoła i zioną nienawiścią, plotkują, obmawiają, szkodzą innym jak tylko się da i gdzie tylko się da.....Jacy z nich katolicy i jacy patrioci????? Słowo daję, ludzie w czasach stalinowskich byli często bardziej solidarni i bardziej dla siebie życzliwi niż teraz, w wolnej Polsce. Jest mi wstyd, że jestem Polką i że moi rodacy tak się zachowują. Sukces? Może i sukces ale takim zachowaniem ludzie pokazują, że wcale go nie doceniają. NA SZCZĘŚCIE SĄ TEŻ LUDZIE INTELIGENTNI I Z DUŻĄ KLASĄ I TO JEST POCIESZAJĄCE.TYLKO DLACZEGO JEST ICH TAK MAŁO? CO SIĘ Z NIMI STAŁO? ZESZLI DO PODZIEMIA CZY WYEMIGROWALI?

     

Przegląd wojsk

     Przegląd wojsk odbył się kilka dni temu. A potem z góry przyszedł rozkaz (rozkazy zawsze idą z góry) :  wszyscy obcinamy spódnice. Mają być do połowy kolan czyś młoda czyś stara, zgrabna czy mniej... Dobrze ze nie nosimy bród jak carscy bojarzy, czy jacyś starozakonni, bo może kazano by obcinać brody.... a tak tylko spódnice. Mała strata, tyle tylko, że to nasze prywatne. Jak się wymaga to po prostu szyje się pracownikom odpowiednie stroje. Jednym się szyje, innym nie. Po uważaniu. Niektórzy dostają "z demobilu" jakieś ciuchy które przeleżały się w szafach. Trzeba je sobie uprać. Byłoby dobrze, gdyby z równym zapałem przeglądano mopy, wiadra i szczotki którymi codziennie sprzątamy. Pełno ich w kanciapach ale ich stan pozostawia wiele do życzenia. Sprzątnięte ma być super ekstra ale sprzęt już taki być nie musi. Dobrze, że nie każą przynosić własnych mopów z domu. Cóż... jesteśmy ostatnim ogniwem w przewodzie pokarmowym tej zacnej instytucji. Nawet panie sprzątające toalety stoją wyżej od nas w hierarchii . Inna spółka inne warunki . Znacznie lepsze, choć odpowiedzialność mniejsza. Atrakcyjnie wyglądać i ładnie pachnieć, stać nawet wtedy, kiedy ktoś siedzi na ławce i kontempluje bo to jego, gościa prawo no i przy okazji być niewidocznym. Jakoś ciężko to ze sobą pogodzić. Przy życiu trzyma mnie nadzieja na zmiany. Zmiany nadchodzą zawsze niespodziewanie. Masz dzień wolny, przychodzisz do pracy a tu... kilku osób niema, za to pojawiły się nowe. Czasem potrafi być całkiem ciekawie. Niestety nikt nikomu nic nie mówi więc szerzą się ploty. Powinni wydawać specjalne biuletyny bo można się całkowicie pogubić. Czekamy na następne, innowacyjne i jakże twórcze pomysły.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Przekreślić, jak to łatwo powiedzieć...

     Nie wiem co mnie nakłoniło ostatnio do refleksji nad tym co minęło. Podsumowanie jakiegoś okresu mojego życia? Możliwe... Wiem, najmilej wspomina się czasy dzieciństwa i młodości bo wtedy wszystko było przed a teraz więcej jest po i nie można już niestety powtórzyć tego co było przed... 
     Tak się złożyło, że w mojej rodzinie i bliższej i dalszej nie było nikogo w żadnej partii, nie było też, na szczęście nikogo represjonowanego, chociaż wiele osób brało udział w organizacjach podziemnych i walkach wyzwoleńczych w różnych okresach historycznych.Losy wojenne były udziałem wszystkich więc także moich najbliższych : Powstanie, obozy, przymusowe roboty , chociaż te najcięższe  osobiste doświadczenia szczęśliwie omijały moją rodzinę więc może "dobrze mi mówić"... Jestem jednak stanowczo przeciwna takiemu szufladkowaniu wszystkiego i przekreślaniu tego wszystkiego co było po wojnie. To nawet w pewien sposób mnie obraża, mnie osobiście bo moja inteligencka rodzina po prostu pracowała, mój ojciec nawet na dyrektorskich stanowiskach (przed wojną skończył Politechnikę Warszawską i był po prostu fachowcem w swojej dziedzinie) i wcale nikt nie był w partii ani w "służbach". Uwarunkowania były jakie były, znam osoby które były w partii ale były nadzwyczaj przyzwoite, pomagały ludziom, nie pchały się na eksponowane stanowiska. Przekreślanie wszystkiego co było obraża mnie osobiście bo to znaczy że całe moje powojenne pokolenie ktoś chce wyrzucić na śmietnik historii. Tymczasem my uczyliśmy się, studiowaliśmy, mieliśmy różne marzenia i plany, jedne udało się spełnić innych nie.... Teraz jesteśmy przymusowo wyrzuceni na margines, chociaż wcale nam się to nie podoba ! Jeżeli ktoś ma olej w głowie to ma go przez całe życie bo olej nie wysycha :) 
     Oczywiście szare i często ponure czasy naszej młodości różnią się od tych obecnych, różnokolorowych , ale to tylko pozory.... tak, jest z pozoru radośniej ale to czasem śmiech przez łzy. Za moich czasów nie trzeba się było znieczulać alkoholem i narkotykami żeby się dobrze bawić. Kabarety były były naprawdę śmieszniejsze, choć trzeba było wysilić umysł, żeby zrozumieć dowcip, często ukryty przed cenzurą . Cenzura puszczała przedstawienie a sala pokładała się ze śmiechu. I nie były to wcale dowcipy polegające na kopniakach czy obrzucaniu się przekleństwami.... To wcale nie wydaje mi się śmieszne a raczej żenujące, że kiedyś dobrzy kabareciarze teraz zniżają się często do poziomu zapitego towarzystwa spod śmietnika. I jak tu się dziwić że schamieliśmy?
      Tak, jestem szczęśliwa że nie muszę się prosić o paszport, mogę jechać kiedy i dokąd chcę tylko że....nie chodzę nawet do kina, filharmonii czy teatru bo mnie nie stać na bilety czy choćby wejściówki. Uczestniczę w koncertach, a jakże ale... ulicznych i wszelkich innych gdzie  tam nie trzeba płacić za bilety i czuję się z tym podle. Nie jeżdżę więc nigdzie choć teoretycznie mogłabym, ale nie miałam nawet od lat żadnych wakacji a w za tej paskudnej komuny jednak każdego roku miałam urlop, wyjeżdżałam z domu a moje dzieci spędzały nad morzem lub w górach i ferie i wakacje. I ja i wielu moich przyjaciół uczyliśmy się i studiowaliśmy za darmo, chyba, że ktoś był kompletnym głąbem i nie chciał za żadne skarby się uczyć. Teraz za studia trzeba płacić i nie każdy może studiować choćby bardzo chciał. Teraz przyjaźnie są pozorne, można powiedzieć tak krótkie jak życie motyla, ludzie zaprzyjaźniają się i bywają u tych u kogo wypada się pokazać i z kim wypada się przyjaźnić. Nie mogą liczyć na dyskrecję i pomoc "przyjaciół" w każdej potrzebie. Nasze przyjaźnie były wielo, wieloletnie i na śmierć i życie. Teraz, jak ktoś zostaje nie z własnego wyboru sam, zostaje opuszczony i naprawdę sam. WIĘC NIE NIE MOŻNA NAS, "POWOJENNYCH" OBRAŻAĆ I ODSĄDZAĆ NAS OD CZCI I WIARY. DALEJ JESTEŚMY, MYŚLIMY, CZUJEMY I POTRAFIMY WIELE RZECZY KTÓRYCH WY NIE POTRAFICIE!!!!! Zgadzam się, że było wiele draństwa i różne szuje ale zapewniam, że większość ludzi byłą normalna i przyzwoita.

niedziela, 1 czerwca 2014

Bodajbyś żył w ciekawych czasach... dziś oczami powojennego dziecka

     ..... tak podobno brzmi chińskie przekleństwo. Coś w tym na pewno jest. Kiedyś żyło się wolniej, ale był czas na rodzinne spacery, rozmowy, czytanie dzieciom książek bez konieczności promowania hasła "Cała Polska czyta dzieciom". Przecież chyba każdy kto ma dzieci powinien wiedzieć że z dziećmi się rozmawia i czyta się im książki. Przepraszam chyba nie każdy bo obserwuję rodziców którzy natychmiast po usadzeniu dziecka w środkach komunikacji miejskiej wręczają mu telefon komórkowy po czym małe paluszki zwinnie biegają po klawiaturze i dziecko zamiast marudzić,  zajmuje się grą komputerową. Nawet w muzeum ze zdziwieniem, obserwowałam kiedyś pewną czteroosobową rodzinę kompletnie zaskoczona jej zachowaniem. Rodzice z dziewczynką pewnie ośmio- lub dziewięcioletnią oglądali obrazy a w tym czasie ich trzy lub czteroletni synek bawiła się tabletem na którym miał nagraną jakąś grę komputerową. Świetny sposób na przyzwyczajanie dzieci do obcowania ze sztuką.... a potem trzeba przypominać rodzicom o tym, że powinni czytać swoim dzieciom. Można powiedzieć,  że świat zwariował i nie ma czasu na sentymenty chociaż ludzie tak bardzo poszukują przyjaźni i miłości.  Nawet jeżeli chcemy w jakimś momencie wyhamować to inni nieustannie nas poganiają i pchają do przodu. Litości ! Ludzie opamiętajcie się i przestańcie tak na oślep pędzić przed siebie! 
      Choć duszę i serce mam młode to jestem produktem powojennym i niejedno już przeżyłam. Moje dzieciństwo było szczęśliwe, może nawet szczęśliwsze niż dzieciństwo niejednego dziecka w dzisiejszych czasach. Było może zdrowsze i bardziej rodzinne, ale nie tak kolorowe jak teraz. Byłam "chorowitką" w dodatku jedynaczką, moje życie toczyło się od anginy do anginy, nie wspomnę o chorobach zakaźnych, na które wtedy nie było jeszcze szczepionek.  Było zdrowiej ale okropnie szaro i przaśnie. Oczywiście każdy robił co tylko mógł żeby trochę ubarwić życie. Wprawdzie w sklepach trudno było dostać kolorowe papiery i bibułki (chyba że z jakiś przedwojennych zapasów właścicieli takich sklepów) więc zbierałyśmy z mamą kolorowe papierki od cukierków,  które potem służyły do wyrobu zabawek na choinkę. Kiedyś mama dostała od jakiegoś kolegi biurowego który miał rodzinę w Anglii kilka cukierków stamtąd, jakieś trzy papierki od tych cukierków chowam do dziś na wieczną rzeczy pamiątkę.Za to był czas na wspólne spacery, robienie podczas wakacji zielnika posługując się "Kluczem roślin", wspólne, rodzinne robienie ozdób choinkowych z tego, co udało się zgromadzić. Wszyscy razem : moja mama. moi dziadkowie i ja, zgromadzeni wokół okrągłego stołu oświetlonego ciepłym światłem lampy. Lalek miałam zaledwie kilka, ubranka szyłam im sama dlatego śmieszy mnie, kiedy ktoś nie kupuje w sklepie bluzki z urwanym guzikiem bo... nie umie przyszywać guzików! Robiłam sobie kukiełki do domowego teatrzyku z pustych makówek bo to były czasy kiedy posiadanie maku w ogródku nie było absolutnie niczym podejrzanym a tym bardziej zabronionym. Nie chodziłam ku mojej rozpaczy do przedszkola (zazdrościłam,  kiedy dzieci z sąsiedztwa opowiadały jak razem z wychowawczynią płakały po śmierci Stalina), ale za to spędzałam czas z moimi ukochanymi dziadkami którzy czytali mi książki, chodzili ze mną na spacery i opowiadali różne ciekawe historie. Teraz jest weselej i bajecznie kolorowo, mamy na co dzień wszystko to, co kiedyś można było oglądać na zachodnich filmach ale każdy żyje jakby zupełnie osobno i to jest smutne. Wszystko jest bardzo powierzchowne i często bezmyślne. Ludzie dzielą się teraz tylko na dwie grupy: bardzo bogaci albo bardzo biedni, czasem poniżej minimum socjalnego. Kiedyś istniała jeszcze klasa średnia czyli jak kto woli inteligencja pracująca... Naprawdę smutne! Ciągle biegiem żeby jakoś przetrwać. A gdzie czas na to, co najważniejsze czyli na miłość?????