środa, 5 czerwca 2019

POMNIKI, POPIERSIA, PORTRETY.




Mam już odpowiedni wiek a przy okazji dobre (dla niektórych niestety) pamięć, wzrok i słuch. Pamiętam powojenne urzędy, gdzie czasem bywałam z moją mamą lub dziadkami kiedy załatwiali jakieś sprawy. Początkowo na ścianach wisiały oprawione w ramki zdjęcia Marksa, Engelsa, Stalina. Dla mnie, małej dziewczynki wyglądali sympatycznie, ale w domu powiedziano mi kim są ,co robili i robią. W wielu urzędach i szkołach stały też na postumentach popiersia Stalina, Lenina, Bieruta. Teraz w szkołach stoją popiersia patronów szkół.
Potem te portrety musiały posunąć się, żeby ustąpić miejsca Leninowi, Bierutowi, Gomułce, Cyrankiewiczowi, Gierkowi... Chyba po Gierku galerie na ścianach w urzędach nie były już tak pozawieszane portretami... No może wisiały portrety kolejnych prezydentów i herb Polski, orzeł, który po wojnie zgubił koronę, ale na szczęście po 1989 roku ją odzyskał .
U nas w domu wisiało zdjęcie Marszałka Józefa Piłsudskiego. Zdjęcia Józefa Piłsudskiego dotąd nie opuściły ściany w naszych kolejnych mieszkaniach . Lubimy go, zresztą kilka pokoleń wstecz połączyły nas korzenie drzewa genealogicznego.
Kiedyś Tadeusz Boy-Żeleński, niezwykle dowcipny człowiek, lekarz, tłumacz i poeta napisał w swoich "Słówkach":
Tu, pod tą gruszką drzemał Kościuszko
i zaraz robi się skweres.
A pod tą drugą Kołłątaj Hugo
załatwiał mały interes.
Jak mi opowiadała przed chwilą mama, która kilka dni temu skończyła 95 lat, przed wojną nie było tylu pomników na każdym niemal rogu co teraz. W kościołach były figury świętych, stawiano pomniki naprawdę wielkim Polakom tak jak Książę Józef Poniatowski, znanym polskim poetom, wystawiono pomnik wielkiemu astronomowi, Mikołajowi Kopernikowi, Adamowi Mickiewiczowi, wystawiono pomnik Fryderykowi Chopinowi. W Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w Pałacu Raczyńskich na rogu Traugutta i Krakowskiego Przedmieścia stało popiersie Marszałka Józefa Piłsudskiego poza okresem, kiedy był odsunięty i mieszkał w Sulejówku.
Na rozstajach dróg stawiano niewielkie kapliczki lub krzyże, kapliczki robiono w Warszawie na podwórkach domów, szczególnie podczas Powstania Warszawskiego i tam modlili się mieszkańcy.
Bum na pomniki nastąpił w Polsce za czasów Jana Pawła II i jego pomniki są wszędzie. Z jednej strony rozumiem to, a z drugiej strony zawsze się dziwiłam, że tyle pomników powstaje za jego życia bo zwykle stawia się pomniki osób zmarłych. To modlenie się do pomników i wokół nich dla mnie jest po prostu niesmaczne a nawet odpustowe i śmieszne. I Boga i bohaterów nosi się w sercu. Tak mnie uczono w domu.
Jeżeli ktoś myśli, że rozstawiając nam wszędzie pomniki po całej Polsce wybranych "wielkich zmarłych" zachęci nas do tego żeby ich kochać i czcić to bardzo się myli. Pomniki prędko się opatrują i często przechodząc nawet nie zwracamy uwagi na to, kto na nich stoi. W mieście, gdzie niewiele drzew są wygodne dla przechodzących piesków. Nie powiem, co je czeka jak się opatrzą.... Pomniki szybciej się zrzuca z cokołów niż się je na nich stawia i to jest dla mnie pocieszające. To samo z portretami i popiersiami. Najgorsze jest to, że im kto jest mniej wart tym większy pomnik mu się stawia ! Niektórzy stawiają nawet schody do nieba na które nie pozwalają potem nikomu wchodzić!
Kiedyś napisałam o posągach i o popiersiach :
POSĄGI
Przechodzę obok posągów.
Niektóre z nich już dawno
powinny się znaleźć
na śmietniku historii
Kiedy tam staną już
… nie wracają.
Nigdy! Chyba że
w koszmarnych snach.
Nie chce się wierzyć,
że kiedyś składano pod nimi kwiaty
CMENTARZ POPIERSI
Stoją sobie w równych szeregach
na magazynowych półkach
Spiżowe, marmurowe, kamienne,
drewniane i z gliny
Zakurzone i pokryte pajęczynami,
czasem bez ucha lub nosa
Niektóre upadły bo przeważyła
nieproporcjonalna głowa - większa od torsu
Kiedyś zdobiły pałace, gabinety,
sale obrad albo korytarze sejmowe
Znajdowały się w centrum uwagi i były
niemymi świadkami toczącej się historii.
Teraz pogrążyły się w zapomnieniu
… nikt nie zapala im zniczy i nie kładzie kwiatów
choć są jakby na cmentarzu.
Czasem wystawia się je na światło dzienne
ku przestrodze potomnym.


niedziela, 2 czerwca 2019

GDAŃSK – SOLIDARNOŚĆ - STOCZNIA



     Obchodzimy 30-lecie Wolnej Polski. Korzystamy z wolności wywalczonej przez stoczniowców na czele z Lechem Wałęsą i naszych opozycjonistów. Niestety wiele osób zapomniało komu tak naprawdę zawdzięczamy tę naszą wolność, którą cieszyliśmy się przez 30 lat i którą teraz PiS nam odbiera łamiąc Konstytucję i demolując Polskę.  Podczas strajku stoczniowców w Gdańsku byłam akurat w Karwi z moim 5-letnim synkiem , będąc jednocześnie w szóstym  miesiącu ciąży z drugim, jak się okazało, też synkiem. Zmieniłam moją mamę która wróciła do Warszawy, miał do nas przyjechać mój mąż i razem mieliśmy wrócić do Warszawy.Jeździliśmy wtedy „Maluchem” czyli Fiatem 126 P. Pracowałam wtedy w jednym z czasopism branżowych, dotyczącym motoryzacji. W mediach rządowych, innych nie było, oczywiście, podobnie jak teraz, nie informowano rzetelnie o tym, co się dzieje na Wybrzeżu. Coś się słyszało kiedy wracał ktoś z wakacji, ale każdy cedził oszczędnie słowa. Wiedzieliśmy wszyscy jednak, że sprawa wygląda bardzo poważnie. Straszono nas nawet, że tuż za naszymi granicami, stoją jednostki Armii Radzieckiej, gotowe w każdej chwili na interwencję na prośbę władz polskich. Dostałam urlop, który na ten okres zaplanowałam dużo wcześniej, prośbę koleżanki, koledzy i mój naczelny poprosili mnie o przywiezienie jakiejś prasy znad morza, bo, jak zwykle reszta kraju była celowo niedoinformowana i pojechałam do Karwi. Każdy strajk, każda rewolucja z daleka wygląda dużo groźniej, kiedy jesteśmy w środku wydarzeń nie jest aż tak groźnie, chociaż oczywiście w każdej chwili można przy okazji oberwać.  Kiedy już znalazłam się nad morzem  oczywiście w miejscowej prasie były artykuły o wydarzeniach jakie miały miejsce. Prasę przywoził do budki z gazetami autobus PKS który miał pętlę  Karwi i tu kończył swój przejazd. Dojeżdżały tu PKS z Pucka i Władysławowa. Gazety przywoził chyba ten z Władysławowa. Trzeba było rano biec do kiosku bo chętnych wczasowiczów, którzy chcieli przeczytać o tym,co się dzieje w Gdańsku było wielu, a miejscowej  prasy mało. Oczywiście w środku kraju ani słowa nie pisano o tym, co się dzieje w Stoczni. Również nie było nic w wiadomościach telewizyjnych ani radiowych. Kierowcy PKS w Karwi otwierali okna i drzwi,  nastawiali radia w autobusach na miejscowe wiadomości a my, licznie zebrani letnicy, razem z miejscowymi mieszkańcami wsi, wystawaliśmy obok autobusów  i słuchaliśmy nawet negocjacji Solidarności z ówczesnym rządem. Miałam przenośne radio razem z magnetofonem MK 2500 (chyba) bo przywiozłam taśmy z nagraniami bajek dla synka. Mogłam te rozmowy nagrywać, ale niedostępne były puste taśmy do nagrywania. Na taśmach z bajkami pozaklejałam dziury mające uniemożliwić nagrywanie na nich czegokolwiek i na taśmach z bajkami nagrałam rozmowy prowadzone w Gdańsku. Oczywiście wracając do Warszawy podjechaliśmy możliwie najbliżej Stoczni i podeszliśmy pod słynną ubrana kwiatami bramę. Teraz banda podłych ludzi usiłuje zniszczyć wszystko, co wtedy wywalczono, usiłuje zdewaluować ciężką pracę opozycji, stoczniowców, dzieło które pochłonęło też liczne ofiary pełnych odwagi ludzi.