środa, 24 grudnia 2014

ŻYCZENIA

WSYSTKIM SWOIM CZYTELNICZKOM I CZYTELNIKOM SKŁADAM NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA  Z OKAZJI BOŻEGO NARODZENIA I NADCHODZĄCEGO NOWEGO 2015 ROKU Z ZALANEJ DESZCZEM ŚWIATECZNEJ
WARSZAWY
EWA





Ulica Nowy Świat w Warszawie

Świąteczne oświetlenie obok pałącu królewskiego w Wilanowie


poniedziałek, 8 grudnia 2014

13 grudnia grozi nam w Warszawie marsz "w obronie demokracji"

     Już był w ogródku, już witał się z gąską..... 
     Właśnie udało mi się odreagować wypadki, które miały miejsce   w dniu 11 listopada, kiedy to "prawdziwi patrioci" w podniosłym nastroju przybyli do ukochanej stolicy, swojej umiłowanej nade wszystko ojczyzny, aby tę stolicę "z miłości i patriotyzmu" nieco zdemolować.... Udzielił mi się już nawet prawdziwy , Bożonarodzeniowy nastrój, bo światła i ozdoby zagościły na wystawach sklepów i ulicach Warszawy,  u mnie w domu od jakiegoś czasu unosi się zapach pierników na choinkę, a w szafie szeleszczą przygotowywane już od pewnego czasu prezenty pod choinkę, w kolorowych opakowaniach....
     Tymczasem.... tymczasem grozi nam zwoływany przez partię PiS, która tak naprawdę nie jest w moich oczach partią,  ale jakimś dziwnym tworem kierującym się jeszcze bardziej dziwnymi i niezrozumiałymi zasadami, nie mówiąc już o tym, że ani mnie, ani dla większości moich znajomych, rodziny i przyjaciół nie ma nic wspólnego ani z  prawem ani ze sprawiedliwością, chociaż oba te  wyrazy , pisane dużymi literami, widnieją w jej nazwie ....
     Więc PiS chce nam oto zafundować 13 grudnia marsz w obronie demokracji, depcząc tak naprawdę demokrację,  jaką po latach  udało nam się uzyskać. Wobec tego ja, podobnie jak moje koleżanki i koledzy, w imię "obrony demokracji"  nie będziemy mogli dotrzeć do pracy, ani wrócić po pracy do domu, bo PiS zwołuje armię ludzi, którzy nie zawsze są douczeni i nie wszyscy żyli za tak zwanej komuny, ale wiedzą najlepiej, jaki powinna wyglądać demokracja w naszym kraju.  Oświeca ich na ten temat sam przewodniczący PiS, chociaż osobiście razem ze ś.p. swoim bratem, swego czasu, palił kukłę Lecha Wałęsy, kiedy tamten walczył o obalenie komuny i który "dziwnym zrządzeniem losu" razem z bratem bliźniakiem, uniknął jako "wybitny opozycjonista" internowania. W świetle powyższego  jest najlepiej zorientowany,   jaki model  demokracji jest najlepszy  dla mnie, mojej rodziny i przyjaciół.
      Tymczasem ja chcę po prostu spokojnie żyć, mieć normalną pracę, taką, żebym za pensję , bez  zbytku mogła przeżyć cały miesiąc nie głodując,  no i żebym od czasu do czasu mogła sobie pozwolić na kupienie biletu do teatru, czy jakiejś ciekawej książki.               Odebrałam przyzwoite wykształcenie a z domu wyniosłam niezłe wychowanie i wiem, co oznacza słowo demokracja. Z całą pewnością nie jest to to, co chce mi narzucić  grupa ludzi, zionących nienawiścią i opluwających wszystkich wokół  .... 
      Kiedy czytam różne komentarze w internecie na portalach społecznościowych, to nikt nie jest tak agresywny jak zwolennicy tej jedynej w swoim rodzaju "partii" . Nie myślałam, że kiedyś coś takiego napiszę, ale nawet PZPR nie narzucała wszystkim tak swojej woli jak PiS, chociaż prezes zapiera się tego jak żaba błota....  Tymczasem PiS chce zniszczyć każdego kto jest innego zdania w myśl powiedzenia " kto nie jest z nami ten jest przeciwko nam"... a przecież są jeszcze inne opcje polityczne , a poza tym  nie każdemu musi być po drodze z PiSem, prezesem, ojcem dyrektorem radia Maryja i im podobnymi. 
      Ciekawa jestem co właściwie mam zrobić 13 grudnia, kiedy to PiS będzie bronił demokracji, w obronie mojej własnej demokracji i niezawisłości, kiedy na przykład nie będę mogła dojechać do pracy ani wrócić po pracy do domu... Czy mam sobie kupić spray gazowy z pieprzem i papryką, taki na duże, złe psy i torować sobie drogę przez  tłum tych co chcą mnie na siłę uszczęsliwić ????? 
     OTÓŻ JA NIE WYRAŻAM ZGODY NA MARSZ W OBRONIE DEMOKRACJI, KTÓRY ZAGROZI MOJEJ WŁASNEJ, PRYWATNEJ WOLNOŚCI I DEMOKRACJI I ZAMIERZAM O NIE WALCZYĆ!
      Najgorsze zaś jest to, że prezes PiS wszystkim maluczkim wmawia, że jeżeli ktoś czegoś nie ma (pracy, pieniędzy, zdrowia) to mu PiS da wszystko, czego dusza zapragnie, a w dodatku wszystko będzie darmowe (na przykład komunikacja miejska) .....

niedziela, 7 grudnia 2014

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA

     
             
     Myślę, że najwyższy czas na oderwanie się od spraw denerwujących, smutnych,         poważnych i  napisanie o świętach, które są obchodzone niemal pod każdą szerokością geograficzną czyli  o świętach Bożego Narodzenia.
     Święta Bożego Narodzenia były to zawsze, podobnie jak teraz,  święta uroczyste i radosne, nazywane często "świętami dzieci". Poprzedzał je okres adwentu, dość ściśle przestrzegany w tradycyjnych katolickich rodzinach. Wcześnie też zaczynano przygotowania do świąt. Na przykład w Krakowie już od 6 grudnia, uroczystości świętego Mikołaja, ustawiano na Rynku Głównym kramy z ozdobami choinkowymi, zabawkami, szopkami. Teraz ogromne choinki stawiane są w różnych punktach miast. Wszędzie kolorowe, świątecznie ubrane, oświetlone wystawy. Na wielu ulicach i placach w miast liczne świąteczne kramy z upominkami,przysmakami i słodyczami. 
     W Warszawie największa choinka ustawiana jest zwykle na Placu Zamkowym, na Starym Mieście. Od conajmniej dziesięciu lat,  w polskich miastach i miasteczkach miejskie latarnie przybierane są różnymi świątecznymi ozdobami wykonanymi z lampek i bombek. Na warszawskich ulicach oprócz ozdobionych latarni ustawiane są choinki,   a na chodnikach świecące, różnokolorowe  "bożonarodzeniowe rzeźby". Wygląda to naprawdę pięknie i bardzo romantycznie.  Wiem, że takimi swietlnymi ozdobami już od dawna ubierane są w koresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku prawie wszystkie miasta na świecie, ale w Polsce, za tak zwanej komuny, mogliśmy coś takiego oglądać tylko na zdjęciach "ze świata". Teraz sami też  możemy się cieszyć z bożonarodzeniowych dekoracji. 
    Przed wojną, jak opowiadały mi Mama i Babcia,  był zwyczaj robienia w domach "zabawek na choinkę", wymyślnych nieraz cudeniek z kolorowych papierów, bibułek, sreberek, słomek, koralików, cienkiego, miedzianego drutu, wydmuszek z jaj, barwionych skorupek od orzechów, kasztanów czy żołędzi. Najpierw przez cały rok zbierano te wszystkie "skarby" a potem całą rodzina zasiadał wieczorami i wspólnie robiła zabawki.  Rozmawiano wtedy i śmiano się. Czasem ktoś opowiadał jakieś wesołe historie albo czytał coś na głos. Były to wesołe wieczory. Pamiętam że jeszcze w moim dzieciństwie, już po wojnie, kiedy nikt nie myślał jeszcze o telewizji a tym bardziej o video, komputerach czy internecie spędzaliśmy takie rodzinne przedświateczne wieczory siedząc wokół okrągłego stołu. W moim domu razem z mamą i babcią, robiłam zabawki choinkowe, podczas kiedy dziadek czytywał nam różne wesołe opowiadania. Do tej pory w Krakowie przetrwał zwyczaj robienia wspólnie, przez całe rodziny, słynnych szopek krakowskich.
     Przed wojną, podobnie jak teraz, bliżej  Wigilii rozpoczynano sprzedaż choinek. Polskie lasy nie były wtedy jeszcze tak przetrzebione jak później przez wojnę i obfitowały w dorodne drzewa iglaste (teraz kupujemy przeważnie choinki z plantacji, a od kilku lat dorodne choinki zza granicy bowiem tam lasy szczęśliwie przetrwały wojnę i powojenne "uprzemysłowienie" kosztem obszarów leśnych). W Warszawie największy las choinek wyrastał na Placu Józefa Piłsudskiego (obecnie Plac Zwycięstwa) . Wybór drzewek był ogromny, wśród sprzedawców i kupujących uwijało się sporo chłopaczków odnoszących za niewielką opłatą wybrane i zakupione choinki do domów. Warszawa była wtedy o wiele mniejsza więc to nie stanowiło większego problemu.
     Ach! Ci warszawscy chłopcy, dzieci ulicy, nazywano ich łobuziakami i "andrusami", nie byli "święci" ale nigdy ordynarni i jakże sympatyczni. Byli sprytni, dowcipni, często pomocni i usłużni. Mieli swój honor. Starali się o dorywcze zarobki, aby pomagać swoim ubogim rodzinom, uczyli się, często opiekowali się młodszym rodzeństwem. Z pośród nich rekrutowali się gazeciarze "warszawskie wróble". Raniutko zjawiali się w redakcjach czy drukarniach, niektórzy z wysłużonymi rowerami, ci rozwozili gazety do kiosków,  inni sami je sprzedawali biegając po ulicach. w okresie Bożego Narodzenia oni chodzili z własnoręcznie zrobionymi szopkami jako kolędnicy.  Mieli też swoje zasługi w czasie okupacji i Powstania Warszawskiego.
     Wracajmy jednak do Świąt.  Zimy bywały wtedy na ogół mroźne i śnieżne. Stanowiło to wiele uroku, pozwalało się nawet na przejażdżkę konnymi saniami po rzęsiście oświetlonych ulicach. Ruch w mieście panował do późna. Na kilka dni przed Wigilią odbywało się pieczenie świątecznych ciast i pierników. Potem przygotowywano tradycyjne dania wigilijne. Wreszcie następowało wspólne ubieranie  choinki.
     W naszej rodzinie nie było zwyczaju wieszania na drzewku pieniążków, cukierków i małych czerwonych jabłuszek które później zrywały sobie dzieci. Ubierano choinkę wyłącznie bombkami i robionymi własnoręcznie zabawkami, aby stała tak ubrana do końca okresu świątecznego. Rzadko też zjawiał się Święty Mikołaj, gdyż dzieci były zbyt spostrzegawcze. Jeden z wujów mojej Mamy, przebrany za św. Mikołaja nie zdjął z palca sygnetu, a jego córeczka natychmiast szepnęła mamie, że "św. Mikołaj ma taki sam pierścionek jak Tatuś".
     Ja sama zapytałam mamę dlaczego św. Mikołaj ma białą brodę a pod czapką ciemne włosy a w dodatku szlafrok dziadka. Za Mikołaja był przebrany mąż naszej sąsiadki. Niedługo po wojnie nie było  mowy o specjalnych, tradycyjnych strojach św. Mikołaja, chyba, że były to imprezy oficjalnie. Na użytek domowy każdy się przebierał jak mógł, najważniejsza była siwa broda i czapka.

     Najczęściej więc jakaś "niewidzialna ręka" wrzucała przez drzwi prezenty w worku, albo cichutki aniołek układał je pod choinką. A później znów odbywano świąteczne wizyty, zjadano pyszne ciasta, bakalie, orzechy i cieszono się bliskim karnawałem. 

Szkoda, że dobre teksty w dobrych pismach czytają nie Ci, którzy powinni, bo może by cokolwiek zrozumieli....

         Ten post dedykuję Tym Wszystkim, którzy są oddaleni od Polski, docierają do nich "strzępy" wiadomości, z których często naprawdę jest trudno cokolwiek zrozumieć.....
     Szkoda, że dobre teksty w dobrych pismach, pisane przez znakomitych publicystów, czytają nie Ci, którzy powinni. Powtarzamy to ciągle, z moją 92-letnią Mamą, po przeczytaniu "Polityki" albo sobotnio-niedzielnego wydania "Gazety Wyborczej". Moja Mama, zupełnie przytomna umysłowo i oczytana (czytuje książki Normana Daviesa i Prousta, Dickensa, publicystykę Kraszewskiego, liczne powieści biograficzne). Jest wierzaca i, jak to starsze panie w jej wieku praktykująca, choć mszy wysłuchuje już w TV, ale nie słucha radia Maryja i nie lubi dewocji, a w każdym razie bigotów bo oni z prawdziwą wiarą mają niewiele wspólnego. 
     Moja Mama jest racjonalistką, patriotką i wielbicielką Marszałka Józefa Piłsudskiego .  Jest też zwolenniczką reform Władysława Grabskiego i wielu rzeczy w okresu dwudziestolecia międzywojennego (przede wszystkim rozwoju gospodarczego ówczesnej Polski, który można zawdzięczać politykom z Rządu Władysława Grabskiego). 
     Moja Mama ZAWSZE UCZESTNICZY W WYBORACH słusznie uważając, że to,  z jednej strony jest naszym obywatelskim przywilejem a z drugiej strony obowiązkiem, jeżeli jesteśmy polskimu obywatelami! Mój Ojciec od wielu lat nie żyje, ale miał bardzo podobne poglądy. CIESZĘ SIĘ, ŻE MAM TAKIE DOBRE GENY!!!!! 
      Na codzień spotykam się z okropną nietolerancją nie tylko religijna ale także społeczną, z głęboko zakorzenionymi przesądami, nienawiścią, zajadłością i zaczepkami w dodatku często ze strony to najbardziej tych, którzy okupują kościoły, chodzą na pielgrzymki, są rozmodleni i głosują na PiS!  Jak to się ma do ich "głębokiego katolicyzmu"? Ostatnio jedna z koleżank splunęłą mi pod nogi widząc w moim ręku "Gazetę Wyborczą" ze słowami : tfu, tfu... kto wogóle czyta coś takiego ??? Na moje : ja od zawsze czytam "GW" : no tak,  są ludzie i ludziska..... Tylko nie wiem kto tu jest człowiekiem a kto "ludziskiem"? A szkoda, że ona tego pisma nie czytuje... tylko wątpię że cokolwiek by zrozumiała bo chyba jest odporna . 
      Osobiście nikomu nie bronię czytać czasopism wybitnie prawicowych tylko proszę mnie nie opluwać za to, że czytuję coś innego.   Ja, przyznaję się, nie chodzę do kościoła z wyjątkiem wyjątkowych uroczystości (chrzty, śluby i pogrzeby) ale staram się być przyzwoitym i dobrym człowiekiem i chyba o to właśnie w tym wszystkim chodzi? Takie osoby nie widzą też nic złego w zabójstwie Prezydenta Narutowicza, w tym, że na grobie jego zabójcy, Eligiusza Niewiadomskiego na Starych Powązkach w Warszawie,  leżą ciągle wiązanki biało-czerwonych świeżych kwiatów, ani w tym, że ostatnio podczas pogrzebów niektórych osób na Powązkach Wojskowych bardzo wierząca publiczność "buczy" zakłócając spokój innych zmarłych pochowanych na tym cmentarzu! Jeżeli tacy ludzie mienią się katolikami i inteligentami to bardzo się mylą w ocenie własnej osoby! Nie wspomnę już, że brak im elementarnej kultury!
     Czasem myślę sobie, że jeżeli tacy są "prawdziwi Polacy" to ze mną jest chyba coś nie tak bo mnie ich zachowanie po prostu mierzi!

            Za zgodą Pana Redaktora Jarosława Kurskiego (osobiście tę zgodę uzyskałam) zacytuję jego artykuł z sobotnio-niedzielnej "Gazety Wyborczej" p.t. "Nie dajmy się zagłuszyć" , który ukazał się w wydaniu z dnia 29-30 listopada (dzień II tury wyborów samorządowych) .  Ten artykuł jest dokładnym odzwieciedleniem tego, co myślą wszystkie osoby o podobnych do moich poglądach nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce a jest ich, na szczęście , niemało, co potwierdziły wyniki ostatnich wyborów. 

       "NIE DAJMY SIĘ ZAGŁUSZYĆ" Jarosław Kurski

    "Kłamstwo po wielokroć powtarzane staje sie ludową "prawdą". "Ludzie mówią, że sfałszowali wybory!". "Nie wiadomo ani kto ani gdzie ani jak?" To bez znaczenia. Nie o fakty chodzi, ale o to, by fałszywie oskarżać. Nie o to, by coś wyjaśnić - bo nie ma czego - ale by utaplać w błocie insynuacji. Schemat to jak cep prosty i sprawdził się przy sprawie smoleńskiej.
   Najpierw PiS oskarżył przeciwników politycznych o zamach, a własne państwo o współudział w zbrodni, potem powołał zespól parlamentarny wyznawców teorii spisku "ds. zbadania przyczyn...". Przez lata odpalał bomby helowe i próżniowe, rozpylał sztuczną mgłę, dobijał rannych i odprawiał inne egzorcyzmy. Niestety, w obliczu bredni racjonalni ludzie milczeli. Komisja Macieja Laska powstała zbyt późno. Skutek: co czwarty Polak wierzy dziś w zamach, a ofiary wypadku bierze za "poległych". 
   Kaczyński liczy dziś na ten sam efekt. Lis stanął na straży kurnika. Powstał PiSowski zespół obrony demokratycznego państwa. Będzie szukał dowodów na słowa prezesa : "sfałszowaliście wybory". Niczego nie znajdzie, ale uruchomi masową produkcję wody z mózgu. Znów będzie miotanie oskarżeń, jak choćby wczoraj, że sądy rozpatrujące protesty wyborcze są "pod naciskiem" prezydenta Komorowskiego. Ręce opadają.
   Dlatego podoba mi się postawa Krzysztofa Bularza, członka Obwodowej komisji Wyborczej w Działoszynie. Złożył on w prokuraturze w Wieluniu zawiadomienie, że prezes PiS go znikeważył. Nie czuje się "fałszerzem". Uważa, że swoje obowiązki wykonywał rzetelnie. Jest bezpartyjny.
   To wreszcie właściwe postawienie sprawy. Przestańy się tłumaczyć z urojeń prezesa. Niech on się wreszcie wytłumaczy. Niech odpowie za swoje słowa. 
   Słowa, które sobie przeczą. W tym samym zdaniu twierdzi, że wybory są sałszowane, promuje kandydatów swojej partii i wzywa, by w drugiej turze na nich głosować. 
   Nie dajmy się ogłupić. Nie pozwólmy nikomu obrzydzać święta naszej demokracji. Idźmy głosować, bo inaczej ludzie prezesa zagłosują za nas."

*******

     Ufffffff! Zacytowałam ten bardzo mądry artykuł tylko obawiam się, że zrozumieją go Ci, którzy i tak rozumieją całą sytuację i naszą polską rzeczywistość, są racjonalnie myślący i "oświeceni" (nie chodzi mi tu o wykształcenie, ale o mądrość życiową i zdrowy rozsądek).      Szkoda, że jesteśmy od czasów Smoleńska skazani przez prezesa Kaczyńskiego na "miesiączki" ... tak, tak, każdego dziesiątego dnia miesiąca jest bałagan pod Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie (ogromny krzyż z biało-czerwonych zniczy, tłumek ludzi, niektórzy niestety "pod wpływem", tamowanie komunikacji miejskiej, hałas, kwiaty).  Dlaczego prezes Kaczyński nie jeździ na grób brata na Wawel albo nie robi tego całego bałaganu na symbolicznej mogile za IV brama na Starych Powązkach? Rozumiem jego ból po stracie i wspólczuję ale to intymna sprawa i niekoniecznie trzeba tamować normalne życie miasta, również mojego.....
      Szkoda że PiS stara się wprowadzić zamęt i ferment, skłócić Polaków, siejąc ciągle ziarna wątpliwości. To dokładnie tak, jak napisał Pan Jarosław Kurski :  "Kłamstwo po wielokroć powtarzane staje sie ludową "prawdą". Tylko po co ciągle kłamać???????

       
     





     


poniedziałek, 17 listopada 2014

11 listopada Dzień Niepodległości

      Nie tylko w Polsce 11 listopada jest naszym Świętem Narodowym dla upamiętnienia odzyskania przez Polskę wolności w 1918 roku, po 123 latach zaborów. Ten dzień jest świętem również w innych krajach europejskich, ponieważ dla większości narodów naszego kontynentu jest to moment zakończenia I wojny światowej, która wprawdzie rozgrywała się raczej na polach bitewnych i tylu cywili jak podczas ostatniej wojny nie było poszkodowanych, ale była to niezwykle krwawa wojna. Pozostawiła wielu inwalidów wojennych, nie tylko poszkodowanych fizycznie, ale również wyniszczonych psychicznie (wielu z nich, po ukończeniu wojny, nie mogąc znieść swojego kalectwa popełniło samobójstwo). 
      Pierwszy raz odzyskanie niepodległości obchodzono uroczyście 14  listopada 1920 roku (po 1918 roku były to uroczystości o charakterze wojskowym) honorując Marszałka Józefa Piłsudskiego po wojnie polsko-bolszewickiej jako zwycięskiego wodza.
     Po przewrocie majowym w 1926 roku 11 listopada było obchodzone wyłącznie jako święto wojskowe. Przed II wojną światową święto niepodległości było obchodzone w latach 1937 i 1938. Podczas wojny żadne święta nie były obchodzone. 
      Po wojnie, w 1945 roku ustanowiono Narodowe Święto Odrodzenia Polski obchodzone 22 lipca, w rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN.
      Święto Niepodległości przywrócone przez Sejm PRL ustawą z 15 lutego 1989 roku pod nazwą "Narodowe Święto Niepodległości".
    Rzeczywiście, Święto Niepodległości od kilku lat, szczególnie od czasu, kiedy Prezydentem RP został Pan Bronisław Komorowski jest obchodzone bardzo uroczyście, jako święto ogólnonarodowe, z udziałem władz cywilnych i wojska.

Ostatni samochód wyprodukowany specjalnie dla Marszałka Józefa Piłsudskiego, po ciężkich pprzejściach zrekonstruowany wrócił do Polski

Książę Józej Poniatowski  przed Pałacem Prezydenckim,też bierze udział w święcie narodowym. Pałac ten  jest przez niektórych mylnie nazywany Pałacem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Historycznie był to Pałac Namiestnikowski , potem Pałac Prezydencki czyli kancelaria prezydenta z nieszkaniemn służbowym , gdzie mieszkali wszyscy kolejni prezydenci za czasów PRL i po 1989 roku. Obecny Prezydent, Bronisław Komorowski, mieszka w Belwederze. 

Lwy, prawy i lewy na straży Pałacu Prezydenckiego także w barwach narodowych



     Wszystkie pomniki na trasie Marszu Prezydenckiego zostały udekorowane, tak jak Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat .









Adam Mickiewicz, pomnik, gdzie po przedstawieniu "Dziadów" w reżyserii Dejmka składano kwiaty, za co ludzi aresztowano, teraz święci swój triumf .

      Marsz Prezydencki odbywał się bardzo uroczyście, niestety nie wszyscy politycy chcieli w nim uczestniczyć..... niektórzy są ciągle obrażeni na wszystko i wszystkich, chociaż udają, że tak nie jest.......  Obchody w Warszawie :

Było uroczyście 


Potem zaczęło się gorzej.....






Aż wreszcie .......
           Naprawdę nie potrafię tego zrozumieć dlaczego w całej Polsce uroczystości 11 listopada przebiegały miło, bez burd ulicznych, rzucania racami, rannych, niszczenia ulic, knajpek i przystanków autobusowych, za to z festynami, gdzie bawiły się wesoło całe rodziny a w Warszawie....  Do Warszawy zjechali się patrioci z całego kraju a z nimi przywlekli się chuligani, którzy z zamaskowanymi twarzami (przecież rozbijać co się da i bić ludzi to nie wstyd, ale wstyd pokazać twarz), jako "prawdziwi patrioci" niszczyli nam naszą stolicę.  

     Jeżeli tak ma w Warszawie wyglądać Święto Niepodległości to proszę nie przyjeżdżajcie tutaj "prawdziwi patrioci" i dajcie prawdziwym warszawiakom spokojnie obchodzić ten dzień bez awantur, zagrożenia życia i zdrowia i zniszczeń za których naprawę płacimy z budżetu . Czy my jeździmy niszczyć Kraków, Wrocław, Gdańsk, Łódź, Lublin i inne miasta? Może chuligani tak, ale najlepiej niech każdy chuligan siedzi we własnym mieście i niszczy je, jeśli już cokolwiek musi niszczyć!!!!!!! Nie mogę też pojąć jak silni mężczyźni którzy przyjechali do Warszawy, wyraźnie "napakowani" po siłowniach nie potrafili opanować młodych gówniarzy - zadymiarzy. Szkoda żeby wydawali pieniądze na siłownie jeśli nie potrafią wykorzystać swoich mięśni w dobrym celu.....

















sobota, 1 listopada 2014

Drobna różnica między sztandarowym patriotyzmem a...... idiotyzmem :)

       W Warszawie, na ulicy Słomińskiego, tuż obok Ronda "Radosława" stoi wysoki wieżowiec a w nim, między innymi jakieś biura.... Przy tym samym rondzie zlokalizowana jest "Arkadia", duży supermarket. Przez Rondo "Radosława" przejeżdża się  w kierunku cmentarzy (Stare Powązki, Powiązki Wojskowe, Cmentarz Żydowski i Cmentarz Muzułmański), w stronę ulicy Okopowej, w kierunku Żoliborza oraz w kierunku Dworca Gdańskiego. 
       Właściwie o każdej porze dnia , a czasem też w nocy, na rondzie tworzą się niebotyczne korki (przejeżdżają przez nie także tramwaje i autobusy w różnych kierunkach) które ciężko ominąć.... 
       Otóż w wieżowcu o którym mowa swoje biuro ma jakiś Pan, któremu chyba coś się stało ... Jest PRAWDZIWYM PATRIOTĄ i bardzo chce oglądać przez okna swojego biura łopoczącą na wietrze polską flagę. Wobec tego właśnie na samym środku Ronda "Radosława" buduje 60-metrowy maszt na którym będzie zawieszona polska flaga mająca 100 m powierzchni (dla porównania znany wielu osobom,  słynny obraz Jana Matejki "Bitwa pod Grunwaldem",   znajdujący sie w Muzeum Narodowym w Warszawie ma około 42 m2 ) .  Pan pokrył także koszty przełożenia torów tramwajowych i  rur przebiegających pod rondem. Owszem, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, że w przyszłości możnaby rozładować korki, budując jakąś estakadę czy tunel. Bo jak? Obok, pod, czy nad 60-metrowym masztem i na czyj koszt byłaby realizowana wtedy taka budowa? Inawestora budującego maszt, czy też na koszt miasta to znaczy nas, obywateli?
      Jeżeli  Panu marzy się flaga Polski łopocąca na wietrze i widoczna z okien jego biura, to mógł ją powiesić.... za własnym oknem, na własnej ramie okiennej lub parapecie . Pieniądze zaś, zapewne jest to niemała kwota o wiele szlachetniej i bardziej patriotycznie byłoby zużyć na budowę domu dziecka albo dziecięcego hospicjum..... To dopiero byłby szczytny cel!

czwartek, 30 października 2014

Patriotyczne wychowanie i patriotyczna histeria

     Urodziłam się w rodzinie inteligenckiej, polskiej, chociaż w swoim drzewie genealogicznym mam też Rosjan, Irlandczyków, a być może również inne mniejszości narodowe. Trudno to dokładnie teraz stwierdzić,  kiedy w pożogach wojennych ciągle ginęły jakieś rodzinne dokumenty i pamiątki. Przecież Polska była zawsze krajem  w którym mniejszości narodowe mieszkały, tu był ich dom, ich przedstawiciele brali udział w wielu wojnach pod polskimi sztandarami i walkach narodowo-wyzwoleńczych. 

     Zostałam wychowana jak najbardziej patriotycznie. Znam hymn polski na pamięć (wszystkie zwrotki), znam też na pamięć tekst roty oraz  wiele  utworów wieszczy polskich. Umiem po polsku odmówić najważniejsze modlitwy. Znam bardzo dobrze historię Polski oraz naszą literaturę od jej początków a z do czasów współczesnych. Znam nazwiska naszych największych malarzy i rzeźbiarzy, dramaturgów,  polityków i dowódców, którzy byli , można powiedzieć, "kamieniami milowymi"  w naszej historii. Posługuję się poprawnym, literackim językiem polskim, nie robię błędów ortograficznych, nie wyrażam się wulgarnie. Zawsze, odkąd mam takie prawo, chodzę na wszelkie wybory, nawet w stanie wojennym i innych okresach. Nie bojkotuję wyborów bo jako Polka mam również obowiązki wobec swojego kraju a takim obowiązkiem, a jednocześnie przywilejem jest to, że mogę oddać swój głos w wyborach. Zawsze szanuję urząd Prezydenta i Premiera a tym samym osoby, które na te urzędy zostają wybrane w wyborach a potem zaprzysiężone. 
  
     To chyba wiele? I na tym mój patriotyzm się kończy. Jestem za dowolnością wyborów dokonywanych przez każdego z nas: miejsca zamieszkania, wyznania, partnera...... Nie zgadzam się z powiedzeniem Polak-katolik bo są też Polacy wyznania prawosławnego, ewangelicy, wyznania mojżeszowego, unici, baptyści, zielonoświątkowcy, bezwyznaniowcy i wielu, wielu innych... Nie znoszę szufladkowania ludzi do czego my, Polacy, mamy od zawsze wyraźnią tendencję. Dlaczegóż  to, według niektórych, wyłącznie  katolik może być dobrym Polakiem i dobrym człowiekiem a wyznawca innego kościoła nie?
     
     Polska była pod zaborami, potem krótko cieszyła się wolnością żeby znów na wiele lat stać się praktycznie częścią Związku Radzieckiego. Chociaż pozornie byliśmy wolni to zawsze mówiliśmy jednym głosem tak jak mówił nasz wschodni Wielki Brat. Mimo wszystko chodziliśmy w nasze święta narodowe do kościoła, w rodzinach mówiono o tym jak było przed wojną i w czasie wojny, czytano polską literaturę, uczono dzieci prawdziwej polskiej historii, rozmawiano o wszystkim. Była to nadal niewola, pozornie mieliśmy własny Sejm i Senat, własną Konstytucję i własne kodeksy tylko..... wyjechać za granicę było ciężej, o wiele ciężej. Nikt jednak nie wpadał w "patriotyczną histerię" że jesteśmy wynaradawiani, że odbiera się nam naszą narodową tożsamość, że jesteśmy  zniewoleni, że  broni nam się chodzić do kościoła. Nagle teraz, kiedy wreszcie odzyskaliśmy  tę prawdziwą, wymarzoną  niepodległość, jesteśmy w Unii Europejskiej dzięki czemu niektóre bzdurne zarządzenia i biurokratyczne przepisy  ulegają regulacji zgodnie z logiką, wiele osób ulega jakiejś histerii patriotyczno-religijnej, niemal graniczącej ze schizofrenią depresyjno-maniakalną. Nienawidzą cudzoziemców chociaż cudzoziemcy przyjeżdżając do Polski napędzają koniunkturę. Jeżeli patriotyczni histerycy  żądają na każdej ścianie w każdym możliwym miejscu powieszenia krzyża to w takim razie obok powinien wisieć krzyż prawosławny, ewangelicki i gwiazda Dawida. Dlaczego nie? Jeżeli katolicy mają prawo do swojego symbolu to dlaczego nie inne kościoły obecne w Polsce? 
        Wsystko co obce jest złe, każdy naród poza polskim jest zły, każda religia poza katolicką jest niewłaściwa. W Polsce wszystko powinno być polskie i w polskich rękach , tylko polskie wyroby są dobre (jednocześnie córka i wnuki mojej koleżanki, która wygłasza takie zdania siedzą cały czas w Niemczech i mimo, że córka tam owdowiała, to jakoś nie wraca do Polski). Mnie jest wszystko jedno kto będzie tu właścicielem fabryki, supermarketu czy apteki jeżeli tylko zapewni Polakom pracę i godziwe zarobki i to że mi jest wszystko jedno nie ma nic współnego z tym, czy jestem patriotką czy nie.  Po prostu: jeżeli Polak kładzie przemysł czy sklep na łopatki a obcokrajowiec potrafi go podnieść, uzdrowić i z powodzeniem prowadzić to jest mi zupełnie wszystko jedno czy bank, supermarket, fabryka będą miały szefa Niemca, Włocha, Portugalczyka, Anglika, Żyda, Rosjanina, Greka, Ukraińca byle by umiał ten biznes prowadzić, godnie traktował pracowników i odpowiednio ich wynagradzał. Skoro Polak nie potrafi a obcokrajowiec tak,  to nie widzę najmniejszego problemu żeby to  był obcokrajowiec.  Dlaczego my  pchamy się do granicę a obcokrajowców chcieli byśmy przegonić? Zupełnie tego nie pojmuję. 
     Można wyliczyć co najmniej kilkanaście wyznań jakie są obecne w Polsce i które mają swoje kościoły. Dlaczego wyznawcy żadnego z nich nie blokują centralnej części miasta obok Pałacu Prezydenckiego ani nie przyjeżdżają na jakieś głupie marsze w swoich moherowych beretach tylko katolicy którzy mają wszelkie możliwe swobody ale ciągle jeszcze dostają histerii udowadniając jak to bardzo są uciśnieni.... Czy rzeczywiście są uciśnieni i dyskryminowani czy uciskają innych ????? 
     Muszę się jednak na końcu przyznać, jednego elementu patriotycznego wychowania nigdy nie opanowałam. To "Trylogia" Henryka Sienkiewicza. Nigdy jej  nie lubiłam i w całości jej nie zmęczyłam... za dużo tam było rzezi! Takie krwawe morderstwa w imię wiary i "ku pokrzepieniu serc" ????? Teraz wiem skąd się bierze u wielu Polaków niechęć do mniejszości narodowych,  innych religii i poczucie wyższości nad innymi !!!  I to miało być patriotyczne wychowanie ?????????????? 

niedziela, 19 października 2014

Rozliczanie starych grzechów

      Jakiś czas temu przeczytałam o nowym, "genialnym " pomyśle "oczyszczenia" Wojskowych Powązek ze szczątków ludzi "politycznie niepoprawnych" na obecne czasy czyli niektórych generałów WP,  pracowników  służb mundurowych itp. W mojej rodzinie nie było nigdy członków żadnej partii ani pracowników służb. Nie mieliśmy takich "ciągot". Wprost przeciwnie. Byli uczestnicy powstań wyzwoleńczych, legioniści Marszałka Józefa Piłsudskiego, przedwojenni oficerowie wojska i członkowie AK. Nie dajmy się jednak zwariować!!!!!!!!!
      Warunki i okoliczności życia po wojnie w Polsce były jakie były i każdy miał tylko dwie drogi: wywiać za granicę bez prawa powrotu a nawet odwiedzin w kraju albo zostać w kraju i starać się tu żyć mimo wszystko jak najlepiej. Tym, co przyszli z Rosji można tylko współczuć bo nie zdążyli do Andersa czy Maczka ale tak jak ich żołnierze ofiarowali własną krew więc o co do nich mieć teraz pretensje? W każdej rodzinie byli różni ludzie, różne zachowania, czasem niezależne od nich samych tylko od okoliczności. Nikt nie da za siebie złamanego szeląga, że nie poszedłby na współpracę gdyby go trzymali wiele lat w celi śmierci, wbijali drzazgi pod paznokcie a potem te paznokcie wyrywali czy trzymali przez rok w wodzie w Pałacu Mostowskich w Warszawie, tak jak jednego z moich znajomych.             Ludzie kierują się w życiu najróżniejszymi pobudkami i uprzedzeniami, często zupełnie irracjonalnymi. Więc nie  osądzajcie abyście nie byli sądzeni.... Ale jak można znieważać zmarłych, kim by nie byli i jacy by nie byli tego nie potrafię pojąć. Poza tym.... są czyimiś rodzicami czy dziadkami, może nawet kochanymi,  a dzieci i wnuki nie mogą płacić za winy rodziców czy dziadków!!!!!! Widocznie pan minister, pomysłodawca tej akcji sam ma coś za uszami albo chowa jakieś rodzinne trupy w  swoich szafach, że tak walczy ze zmarłymi.... 
      Nie ma ludzi idealnych i bez grzechu czy jak to nazwiemy. Każdy z nas ma na sumieniu i dobre i złe uczynki w różnej proporcji. W każdej rodzinie jest jakiś splot wydarzeń, win i zasług zasłużonych i niezasłużonych i myślę, że nie ma takiego sędziego który bez wahania  mógłby z ręka na sercu, sprawiedliwie rozsądzić co było złe a co dobre.....
      Wszystkie moje rodzinne groby znajdują się na Starych Powązkach w Warszawie. Idąc do "swoich" przechodzę obok wielu, bardzo wielu nagrobków osób znanych i zupełnie nieznanych. Pewnie są wśród nich i zwykli ludzie i osoby zasłużone ale także złodzieje, zdrajcy, tchórze "sprzedawczyki" i mordercy.... Przechodzę czasem koło mogiły mordercy Prezydenta Narutowicza, malarza Eligiusza Niewiadomskiego. Był mordercą a jednak zawsze na jego grobie leży biało-czerwony bukiet, jakby był jakimś wielkim bohaterem. Przechodzę też , szczególnie w Zaduszki obok grobów na których leżą emblematy  "narodowców" albo korporacji akademickich ale nie pluję na te mogiły,  ani ich nie niszczę bo po śmierci niech już wszystkim "ziemia lekką będzie".....

Satyrycy, kabarety, książki, cenzura

     Urodziłam się jakiś czas po wojnie. Bogate biblioteki moich dziadków z obu stron (Mamy i Taty), wujostwa, bliższej i dalszej rodziny  spaliły się niestety  podczas wojny , a jeżeli przeżyły bombardowania to ostatecznie uległy  zagładzie tak jak ludzie: w Powstaniu Warszawskim. Niektóre rodzinne biblioteki uległy zniszczeniu podczas wojennych wędrówek: moja rodzina pochodziła albo z Wilna, albo ze Lwowa albo z Warszawy. Wszyscy w mojej rodzinie byli zawsze "molami książkowymi". Mój Ojciec w czasach młodości czytywał nawet w nocy pod kołdrą, przyświecając sobie latarką, dzięki czemu bardzo osłabił sobie wzrok i stał się krótkowidzem. 
      Już po wojnie moja Mama, jeżeli tylko udało się jej cokolwiek oszczędzić, biegała po krakowskich antykwariatach (tam się urodziłam, szczęśliwym przypadkiem, "po drodze",  w czasie powojennej wędrówki moich rodziców )  i starała się "odtworzyć" swoją domową przedwojenną bibliotekę, poczynając od książek dla dzieci. Te książki mam do dziś. Posiadam zresztą  ogromną bibliotekę, nigdy nie zniszczyłam ani nie wyrzuciłam żadnej książki na makulaturę i z bólem serca patrzę na sterty książek które czasem leżą w moim śmietniku na warszawskim Żoliborzu. Równie bogate biblioteki posiadają moja Mama  i moi dwaj synowie. Mole książkowe tak już widać mają. Ostatnio cierpię na wyraźne niedoinwestowanie (bardzo marna emerytura) ale ciągle jeszcze nie mogę się powstrzymać żeby czasem nie kupić jakiejś książki. Czytanie książek w internecie, na tabletach czy  wypożyczonych z czytelni to nie to !  Od dziecka lubiłam "obwąchiwać" nowe książki, oglądać ilustracje, cieszyć się ich okładkami...
     Moje dzieciństwo i młodość przypadły na okres, w którym szalała w Polsce cenzura. Cenzura to jednak nie był wymysł tamtych czasów tylko wykorzystanie pomysłu naszych zaborców (cenzura szalała najbardziej w zaborze rosyjskim, zresztą tak, jak w całej Rosji i tej carskiej i porewolucyjnej).  Każda publikowana po wojnie książka, wszystkie czasopisma, przedstawienia teatralne, słuchowiska radiowe, ba, nawet książki dla dzieci musiały mieć stempel cenzora i zezwolenie na publikację. Cenzorzy  zawsze byli obecni na wszystkich przedstawieniach teatralnych i kabaretowych, pilnując, aby niepożądane czy dwuznaczne zdania nie zostały wypowiedziane przed szerszą publicznością.  
     Całe szczęście, nie brak wśród nas było ludzi inteligentnych, potrafiących "obejść" cenzurę, każdy z widzów z półsłówek a nawet gestów wiedział, o co chodzi i śmiał się albo bił brawo zawsze w odpowiednim momencie. Cenzorzy (tam też pracowali czasem inteligenci) puszczali niektóre rzeczy ale tak, żeby się nie narazić pracodawcy. Cenzura w książkach.... ratowała nas dobra pamięć :) W przedwojennych szkołach i w przedwojennych inteligenckich rodzinach uczono się mnóstwa utworów naszych poetów na pamięć więc to, co było zaznaczone jako wykreślone przez cenzurę, dopowiadano albo dopisywano ręcznie w wydawanych książkach.
     Wszyscy nasi pisarze , poeci i satyrycy, którzy pozostali na emigracji byli na całkowitym indeksie. Szczególnie Marian Hemar. Nie wolno było ich recytować, drukować, ba, nawet słuchać.... Na szczęście jakoś dawaliśmy sobie z tym radę i Ci, którzy pamiętali ich utwory, spisywali je ręcznie.
     Później, jak już byłam dorosła, czytywaliśmy książki tak zwanego "drugiego obiegu" , nie tylko powieści ale przede wszystkim literaturę społeczno polityczną ( to były czasy zdychającej komuny). Te książki były drukowane w tak zwanym podziemiu albo za granicą i przemycane do Polski.  Groziło to więzieniem, czasem ktoś wpadł, ale jakoś ogólnie dawaliśmy sobie radę. Myślę, że teraz byłoby gorzej bo ludzie w Polsce zapomnieli co znaczy honor i solidarność, stali się gorsi i donoszą na siebie częściej niż w czasach stalinowskich, chociaż katolickie kościoły "pękają w szwach".  Przykre.... 
     Teraz czasem wzdycham sama do siebie : "cenzuro wróć!" bo niektórzy twórcy naprawdę przesadzają. Nie chodzi mi tu wcale o jakieś utwory na tematy religijne. One nie dotykają moich uczuć religijnych bo potrafię na to patrzeć z dystansu,  a jeśli kogoś ranią to po prostu może czegoś nie czytać czy nie oglądać.  Chodzi mi to nagminne używanie wulgaryzmów. Jeśli już muszę tego słuchać na ulicy to niekoniecznie w telewizji czy na filmach. Wiem, że większość ludzi ostatnio "normalnych wyrazów" używa jedynie jako przerywników a wulgaryzmy są normalnym językiem ale dlaczego ludzie z pierwszych stron gazet czy dziennikarze telewizyjni na wizji koniecznie muszą ich używać???!!!!! Dlatego właśnie czasem marzę o cenzurze może nie politycznej ale obyczajowej! 
    Byłam więc od wczesnych lat wychowywana na niezłej literaturze, dobrej poezji, na dowcipnych wierszach Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Antoniego Słonimskiego, Jana Brzechwy, Juliana Tuwima, Mariana Hemara (moja Mama pamiętała sporo jego wierszy), na książkach dla dzieci Kornela Makuszyńskiego, Buyno-Arctowej, literaturze francuskiej i angielskiej no mi powieściach naszych polskich pisarzy. Muszę się jednak bez bicia przyznać, że nigdy nie lubiłam "Trylogii" i w całości jej nie zmęczyłam... za dużo tam było rzezi! Takie krwawe morderstwa w imię wiary "ku pokrzepieniu serc" ????? Teraz wiem skąd się bierze u nas niechęć do mniejszości narodowych,  innych religii i poczucie wyższości nad innymi ! I to miało być patriotyczne wychowanie ?????????????? 
     O kabaretach , przedwojennych, słyszałam opowieści moich dziadków i mojej Cioci (siostra mojej Mamy, o 11 lat starsza ), która była już przed wojną byłą mężatką i nierzadko razem z mężem wieczorem chodzili na przedstawienia kabaretowe. 
     Jako nastolatka, oglądałam w telewizji chyba wszystkie przedstawienia "Kabaretu Starszych Panów" Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Przedstawienia nadawane były bardzo późno, jak zwykle, to w telewizji funkcjonuje cały czas, że "Inteligenckie" audycje nadawane są po nocy tylko nie wiem dlaczego. Po to żeby inteligentów wybić co do nogi brakiem snu czy co??????? Telewizora wtedy jeszcze moja Mama nie miała bo na jej urzędniczą kieszeń kosztował majątek. Chodziłyśmy więc  do naszych życzliwych sąsiadów i korzystałyśmy z ich uprzejmości. 
      Później, kiedy byłam już w liceum i wreszcie  sama chodziłam na przedstawienia do STSu (Studencki Teatr Satyryków) gdzie występował mój cioteczny brat i do "Hybryd". Występował też przedtem w "Stodole" gdzie grał Króla Ubu ale do "Stodoły" zaczęłam chodzić już wiele lat po jego śmierci. Spotykam tam "stodolanych kabareciarzy", ciągle błyskotliwych i naprawdę dowcipnych z "ciętym" poczuciem humoru. Jak miło się z nimi rozmawia! Niestety kabaret w "Stodole" już nie funkcjonuje. 
     Moje pokolenie słuchało też skeczy z bardzo popularnego kabaretu "Dudek" (chętnie słucham ich do dziś szczególnie w wykonaniu Edwarda Dziewońskiego, Jana Kobuszewskiego, Wiesława Michnikowskiego  ). Bawiły nas krakowskie "Spotkania z balladą", oczywiście telewizyjny "Kabaret Olgi Lipińskiej" ze znakomitą obsadą i zwariowanym, surrealistycznym humorem, Kabaret Elita, Kabaret Tey, występy "Piwnicy pod baranami", oczywiście Mann i Materna, Jan Tadeusz Stanisławski, radiowe  "Dialogi na cztery nogi", Krzysztof Piasecki, Wiktor Zborowski, Kabaret OT.TO, Marian Opania, Maciej Stuhr (dowcip ma chyba w genach), Tadeusz Drozda, Andrzej Grabowski, Bohdan Smoleń, Artur Andrus, Piotr Bałtroczyk, Kabaret Jana Pietrzaka dopóki nie odszedł za bardzo na prawo i nie przestał być śmieszny a stał się (jako polityk) żałosny !
     No i oczywiście Stanisław Tym i Stefan Friedmann którzy zachowali ten swój cięty inteligencki dowcip. Felietony Stanisława Tyma można przeczytać w tygodniu "Polityka", tam też ukazują się rysunki Pana Mleczki. Felietony Stefana Friedmanna ukazuja się tygodniku "Tele tydzień". Tam też ukazują się niesłychanie słuszne i dowcipne felietony Pani Ilony Łepkowskiej obnażające naszą rzeczywistość. Na szczęście !!!!!! 
    Nie sposób wymienić wszystkich kabaretów bo wyrosły jak grzyby po deszczu i każdy uważa że jest niesłychanie dowcipny. Jakiś czas temu usiłowałam obejrzeć w telewizji kilka wieczorów kabaretowych. Nie wiem czy się zestarzałam i straciłam poczucie humoru. Może.... Na pewno jednak nie straciłam poczucia dobrego smaku. Niektórzy, kiedyś, niezwykle dowcipni teraz stali się tylko , jak mawiał mój Dziadek, "wcidupni" .... tacy "pod publiczkę" której najbardziej podoba się polewanie wodą, rzucanie tortami i oblewanie pomyjami (przenośnie i dosłownie). Wiem, że pewnie nie wymieniłam wszystkich dobrych kabaretów i satyryków, którzy mnie w życiu rozśmieszali. Przepraszam ich za to. Niektórzy już dawno się wycofali, inni próbują sprostać zapotrzebowaniom rynku rozrywkowego. To jednak bardzo smutne, że dla miłego grosza przestali być naprawdę dowcipni a stali się żałośnie śmieszni. Przynajmniej dla mnie .....
      Na  szczęście można jeszcze obejrzeć stare filmy Stanisława Barei, Chęcińskiego, przedwojenne polskie komedie ze świetnymi aktorami, posłuchać i pooglądać Stanisława Tyma, poczytać Sławomira Mrożka, pooglądać rysunki Mleczki. Dochodzę do wniosku że tacy Ludzie jak Tym, Bareja, Mrożek, Mleczko to dalekowzroczni wizjonerzy. Ich języki i oczy z całą pewnością były czy są podłączone do mózgów. Szkoda, że tylu ludzi jest teraz krótkowzrocznych. Skąd wziąć tyle okularów?
    

sobota, 18 października 2014

SMUTEK, RADOŚĆ I NADZIEJA

 Smutek towarzyszy nam przez całe życie od narodzin aż do końca. Jest jak pasmo włosów w warkoczu : przeplata się z radością i szczęściem. Kiedy jesteśmy dziećmi też mamy swoje małe smuteczki, które jednak dla nas, dzieci,  są czasem wręcz tragediami: nie mogę dostać wymarzonej zabawki, nie chcą mi dać słodyczy przed obiadem, albo kupić loda. Później zaczynamy przeżywać śmierć ukochanego zwierzątka, nawet chomika albo rybek. Dopiero dorastając możemy ocenić co było wtedy, kiedy byliśmy dziećmi, naprawdę smutne....
     Smutki to przede wszystkim odejście wielu osób z najbliższej, kiedyś bardzo licznej rodziny. Jestem jedynaczką, ale babć, ciotek i wujków miałam zawsze pod dostatkiem. Moja rodzona babcia, mama mojej mamy byłą czternastym i ostatnim dzieckiem moich pradziadków i to wcale nie działo się na wsi tylko w Warszawie... Kiedy się urodziła, jej siostry były już dorosłe, miały swoje rodziny i własne dzieci. Zrozumiałe więc, że to była naprawdę liczna rodzina.  Liczą się tu też "przyszywani" członkowie rodziny, zaprzyjaźnieni z naszym domem (zawsze byliśmy bardzo towarzyscy). 
      Można powiedzieć, że miałam szczęśliwe dzieciństwo chociaż wychowywałam się w niepełnej rodzinie (moi rodzice rozstali się, kiedy miałam dwa lata). Szczęśliwe,  na ile to było możliwe w powojennej ogólnej biedzie i codziennej szarzyźnie, bez możliwości podróżowania po świecie, pysznego jedzenia i "zamorskich" owoców, kolorowych wesołych ubrań i wielu gadżetów którymi cieszą się dzisiaj dzieci . Czy to co mają doceniają, to już inne pytanie. 
     Moje prawdziwe smutki to odejście kochanego Dziadka kiedy byłam w klasie maturalnej, wiele, wiele lat później mojej ukochanej Babci, potem mojej Mamy Chrzestnej... brata ciotecznego a więc najbliższych mi osób. W międzyczasie odeszły moje malutkie córeczki - bliźniaczki (urodziły się w szóstym miesiącu ciąży i żyły tylko jeden dzień). 
     Urodziłam potem dwóch wspaniałych synów, dziś już dorosłych, bardzo ze mną zaprzyjaźnionych i bliskich, mimo, że mają własne życie. Potem rozwód z ojcem moich synów, po latach drugi, naprawdę szczęśliwy związek ze smutnym zakończeniem... spotykamy się.... kiedy zapalam znicze Andrzejowi..... 
      Po Jego odejściu opuścili mnie znajomi i przyjaciele, którzy jak się okazuje  prawdziwymi "przyjaciółmi" nigdy do końca nie byli.... poza nielicznymi, najbliższymi którzy są ze mną nadal... Stół wigilijny , gdzie siadało nawet po dwadzieścia osób, dziwnie opustoszał i już nie trzeba go rozsuwać a duże obrusy można pociąć i przerobić na małe...      Smutno ale czy żal? Nie wiem, naprawdę nie wiem.... Przecież zamiast kilkunastu fałszywych przyjaciół lepiej mieć jednego prawdziwego. Odbudowuję więc niektóre przyjaźnie, zyskuję nowych znajomych sympatycznych i interesujących, ciągle jestem czynna zawodowo, towarzyska i aktywna i to mnie trzyma przy życiu.  Staram się zapominać o wszystkim co złe i smutne a zapisywać w pamięci tylko miłe chwile to, co radosne i wykorzystywać każdą sekundę życia na miłe rzeczy.... Na moje szczęście jestem osobą bardzo kontaktową , otwartą na świat i ludzi chociaż czasem przysparza mi to kłopotów... ale to ryzyko... nie myli się tylko ten, co nic nie robi !  
      Moja nowo poznana na FB , mam nadzieję coraz bliższa, przyjaciółka,  Beti, piękna młoda, kobietka, polska Żydówka, jak wielu innych, zmuszona do wyjazdu, zadała ważne pytanie :    Czy znacie swój własny, prywatny Smutek? Czy umiecie się z nim zaprzyjaźnić? Mój pierwszy smutek poznałam gdy zmarł mój ukochany dziadek...Potem ciocia...dwie bardzo, bardzo bliskie mi osoby. Nowy smutek poznałam gdy wyemigrowałam do Izraela w pełnym "rozkwicie" terroru"w 92'. Ten smutek był przerażający i niezrozumiały...może jednak trzeba nauczyć się przyjmować Smutek i żyć z nim w harmonii? Za zgodą autorki zacytuję udostępnioną przez nią, niezwykle pouczającą i głęboką, jak wszystkie "mądrości żydowskie" bajkę.

Bajka o zasmuconym smutku
Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. 
Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
"Kim jesteś?" 
Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: 
"Ja? ... Nazywają mnie smutkiem".
"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce".
"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, " To dlaczego nie uciekasz przede mną?
Boisz się?" 
"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły ?Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?"
"Ja ... jestem smutny." odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...",
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?"
Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył. 
"Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem, "najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął. "Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
"Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."
Smutek jeszcze bardziej się skurczył.
 "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." 
Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.  Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
"Płacz, płacz Smutku.", wyszeptała czule.
"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko,
jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA”.



 Najsmutniejsze dla mnie jest to, że wprawdzie mam się jeszcze do kogo poprzytulać (moja czarna kotka imieniem Tosia) ale nie mam już z kim iść dalej przez życie za rękę.... a to zawsze było moim największym marzeniem! Cóż.... Pozostaje tylko nadzieja....

INTERNET CZASEM BYWA PRZEKLEŃSTWEM ALE CZASEM TAKŻE LEKARSTWEM NA NASZĄ SAMOTNOŚĆ I SMUTEK :) DZIĘKUJĘ CI BETI ŻE JESTEŚ I ŻE CYTUJESZ TE WSZYSTKIE GŁĘBOKIE MĄDROŚCI ŻYDOWSKIE Z KTÓRYCH MOGĘ CZERPAĆ NADZIEJĘ....
    

sobota, 4 października 2014

Okuliści pilnie potrzebni



     Często przemieszczam się z jednego końca miasta na drugi, głównie komunikacją miejską, a że miasto rozległe, toteż przy okazji mam sporo czasu ma myślenie o wielu rzeczach, chociaż czasem wolała bym ... być bezmyślna. Byłoby łatwiej żyć, bo ci ślepi, głusi i bezmyślni (oczywiście w przenośnym tych słów znaczeniu ) mają spokojniejszy sen niż ci, którzy się wszystkim przejmują.
     Mamusie, babcie, ciocie, z dziećmi i siatami pełnymi zakupów. Widać, że ręce od tych siatek wyciągają im się niemal za kolana, ale oczywiście sadzają na wolnym miejscu dziecko a same dalej stoją z tymi siatami. Przecież małe dziecko można posadzić sobie na kolana, siatkę też oprzeć i nie wyciągać sobie tak tych rąk.... Dzieci powyżej 8 roku życia mogą spokojnie obok mamy, babci czy cioci postać  a ona z siatkami mogła by siedzieć. Nic się takiemu dziecku nie stanie, na pewno nie jest aż takie zmęczone, natychmiast po wyjściu z autobusu, tramwaju czy metra będzie biegać po podwórku z kolegami aż mu głowa będzie odskakiwać! Kiedy dziecko podrośnie i stanie się nastolatkiem będzie się jeszcze wygodniej i bez najmniejszej żenady rozpierać na siedzeniu z nogami wyciągniętymi przed siebie  . Do kogo wtedy, kiedy się zestarzeją,  mama, babcia czy ciocia będą miały pretensje że nikt im nie ustępuje miejsca a tylu młodych ludzi siedzi ? Czy przypomną sobie że to one same to pokolenie tak wychowywały ?
     Szkoda, że większość ludzi jest teraz taka krótkowzroczna. Skąd wziąć tyle okularów??????  Dlatego okuliści pilnie potrzebni. Może oni tu coś pomogą?
     




niedziela, 28 września 2014

Torebki, torby i torbiszcza


     Chwała internetowi, chociaż czasem bokiem wychodzi! Szczęśliwie można tu też spotkać ludzi inteligentnych, z ogromnym poczuciem humoru , których gdyby nie przeklęty i błogosławiony internet nigdy w życiu nie miała bym okazji spotkać. Tym bardziej, że często mieszkamy nie tylko w różnych miastach, różnych krajach ale nawet na różnych kontynentach. A jednak..... a jednak jak mówi się potocznie "nadajemy na tych samych falach" czyli mamy podobne poczucie humoru, podobne poglądy, podobne sympatie i antypatie. Jak to miło przestać czuć się dziwadłem, któremu niekoniecznie podoba się to co masom i które lubi chodzić własnymi drogami :)
     Właśnie dzięki internetowi dokładniej mówiąc portalowi społecznościowemu FB moim oczom ukazała się poniższa fotografia cudnej, moim zdaniem, torby z dowcipnym napisem.  




     Już dawno nosiłam się z zamiarem napisania czegoś na temat toreb. Jestem kobietą, jak każda kobieta trochę "sroką" więc lubię też ładne i funkcjonalne torby. Owszem, znam nazwiska kreatorów mody na świecie :  Hermes, Versace, Paco Rabanne, Yves st. Laurent, Christian Dior , Nina Ricci, Coco Chanel. Może i miło byłoby mieć torebkę zaprojektowaną przez któregoś z nich ale pogoń niektórych osób (szczególnie tych, którzy wyrwali się z tak zwanych nizin społecznych ) za wszystkim co "markowe" zawsze mnie śmieszyła i śmieszy nadal ! To właśnie świadectwo prostactwa moim zdaniem i tyle! Torebka markowa a i owszem, ale żeby dobrać odpowiednią torbę do odpowiedniego stroju na to już właścicielek markowych torebek nie stać. Pieniądze owszem, mają, ale smaku i wiadomości co do czego pasuje a co nie, za grosz!
     Czułam się równie dobrze w ubraniach pochodzących z paczek przysyłanych z zachodu przez przyjaciółki mojej mamy, jak teraz w kupowanych  przeze mnie ciuszkach z second handów i jak bym się czuła w sukni zaprojektowanej specjalnie dla mnie przez jakiegoś kreatora mody. Nie zwracam jednak zupełnie uwagi na to, jakiej marki jest torebka tylko na to,  czy mi się podoba czy nie. To, że jest "markowa" nie zawsze znaczy, że jest elegancka albo ładna. Czasem wprost przeciwnie bo kreatorzy mody prześcigają się żeby zrobić oszałamiające wrażenie i robią.... ale szczególnie na prostakach ! 
     Od dłuższego czasu obserwuję na ulicach mojego miasta nową modę i znów pękam  ze śmiechu! Otóż śniadania do pracy ludzie noszą w firmowych papierowych  lakierowanych torbach mniejszych i większych z właściwymi napisami (myślę, że o 8 rano idą do pracy a nie z zakupami robionymi w firmowych sklepach). Mamy więc od razu przegląd tego, jakie sklepy najczęściej odwiedzają "nowi Warszawiacy" bo prawdziwi Warszawiacy raczej nie chwalą się tym, gdzie robią zakupy.  Nie wiem, czy miała bym ochotę jeść śniadanie które niosłam w torebce z napisem "Intimissimi" (firma sprzedająca biustonosze i majtki) .....
     Zupełnie inne zagadnienie to nazywane przeze mnie torbiszcza, czyli torby damskie często wielkości średniej walizki, a czasem nawet większej, w których wszystko świetnie się mieści ale za to znalezienie czegokolwiek graniczy niemal z cudem. Potem biedne słabe kobietki wręczają takie torbiszcze swojemu mężczyźnie bo ciężka... No pewnie że ciężka jak się do niej tyle napchało i taki biedak z damskim torbiszczem w ręku albo na ramieniu (bo chciał ulżyć damie albo jest na tyle kulturalny, że nie potrafił odmówić) wygląda po prostu.... śmiesznie. Co innego dźwigać siatkę z zakupami ale takie torbiszcze? Idiotyczny widok. Naprawdę!
    

Kochani Rodacy, proszę nie wybierajcie nam Rządu jeżeli od dawna Was tu nie ma .....


     Mili Państwo, którzy mieszkanie poza Polską i jesteście Polakami albo do polskich korzeni się przyznajecie. Jest mi niezwykle przyjemnie, że czytujecie mojego bloga. Naprawdę cieszę się z tego, chociaż chętnie przeczytała bym Wasze komentarze do moich postów. Nie mam o sobie wygórowanego mniemania, choć prawdą jest, że pochodzę od wielu pokoleń z rodziny inteligenckiej i jestem po wyższych studiach. Jestem jedynaczką więc lubię ludzi jako takich, nawet prostych ale nie znoszę chamów i prostaków (prosty i prostak to szalona różnica) z jakimi coraz częściej niestety my tu w Polsce mamy do czynienia.
      Ci ludzie, którzy zajmują się polityką, zapewniam Was, tak jak w bajce o koźlątkach którym wilk pokazywał białą łapę umoczoną w mące, żeby go wpuściły do domu pod nieobecność matki, Ci ludzie są zupełnie inni tutaj, w Polsce a zupełnie inni kiedy jadą do Was, szczególnie prowadząc kampanię wyborczą. Jesteście wyłącznie głosami,  podobnie jak my, bo na politykę my tutaj nie mamy większego wpływu. Możemy jedynie dobierać rozsądnie polityków żeby nie wychodziły takie kwiatki jak z jednym z nowych europosłów którego ludzie wybierali jak to się brzydko mówi w Polsce "dla jaj" a on teraz wszystkim przynosi wstyd bo chyba jednak jest z nim coś nie tak.... normalny cywilizowany człowiek nikomu w Brukseli nie dałby w twarz co by nie stało!
     Wydaje mi się, że niestety wielu z Was wierzy jedynie katolickiemu kościołowi, (chociaż ostatnio okazuje się że i tu sięgnęła demoralizacja ) choć w Polsce jest wiele wiele innych wyznań,  także chrześcijańskich albo też słuchacie jedynej słusznej stacji radiowej która ma zasięg na cały świat i czytujecie prasę, której ja nie czytuję bo jest zajadła i sieje nienawiść między Polakami.Nawet moja 93-letnia Mama, praktykująca katoliczka i inteligentka nie czytuje takiej prasy a sianie nienawiści i skłócanie ze sobą Polaków uważa za grzech.  
     W mętnej wodzie najlepiej łowi się ryby, bo są zdezorientowane, tak jak skłóceni ludzie mogą dokonać najgorszego wyboru z możliwych choćby na przekór albo "dla jaj" co wcale nie będzie dobre ani dla Polski ani dla Polaków i jak pokazuje historia skłóceni znów dostaniemy cięgi albo ktoś nas wykorzysta.
     Siedzicie sobie w miarę spokojnie na emigracji ( w każdym razie myślę, że macie choćby najskromniejszy byt zapewniony) i nie boicie się jutrzejszego dnia tak jak wielu z nas tutaj w kraju..... Proszę więc nie urządzajcie nam życia bo my trochę lepiej wiemy kto czym i jak się zasłużył z naszych polityków i kto jak się naprawdę zachowuje. Jeżeli od wielu wielu lat nie mieszkacie w Polsce to lepiej nie głosujcie jak mielibyście zaszkodzić. Tak zwana "prowincja" u nas w Polsce też nie jest świadoma wielu rzeczy i jest często zupełnie zdezorientowana. Nie bądźcie stronniczy,  poczytajcie bardzo dobry tygodnik "Polityka" , który rozjaśnia wiele spraw (czytuje go moja 93-letnia Mama, która twierdzi, że musi być na bieżąco ze wszystkim, również z tym co się dzieje w Polsce i na świecie). Porzućcie uprzedzenia razowe i klasowe i poczytajcie też  sobotnio -niedzielne wydania "Gazety Wyborczej" w której jest zamieszczanych wiele bardzo dobrych artykułów publicystycznych. Żeby coś popierać albo z czymś walczyć trzeba się przyjrzeć problemowi z każdej strony a nie jednostronnie. 

     Na koniec, chcę przytoczyć to, co w jednym z wywiadów powiedział Brytyjski historyk i wybitny znawca Polski (pewnie wiele z Państwa czytało jego książki wydawane przez katolickie wydawnictwo "Znak"), profesor Norman Davies, który ostro krytykuje Prawo i Sprawiedliwość oraz Jarosława Kaczyńskiego. Przeczytajcie proszę sami :

Z Normanem Daviesem rozmawiał "Newsweek". Tak mocnych słów do opisu polskiej rzeczywistości politycznej historyk jeszcze nie używał. Wojna polsko-polska według Daviesa trwa przed Pałacem Prezydenckim, a podgrzewa ją w swojej retoryce prezes Kaczyński ze współpracownikami. Zamieszanie związane z przenosinami krzyża z Krakowskiego Przedmieścia profesor i miłośnik Polski określa krótko: "przygnębiający spektakl". Oskarża też Prawo i Sprawiedliwość o celowe podkopywanie III RP.

- Moim zdaniem źródła awantur trzeba szukać w jednej formacji (jeśli nie u jednego człowieka), która ruszyła do walki zaraz po wygranych wyborach w 2005 roku - powiedział w rozmowie z Dariuszem Wilczakiem z "Newsweeka".
- Formacja ta rzuca najboleśniejsze zarzuty na przeciwników i równocześnie narzeka, że ona sama jest ofiarą „brutalnego ataku”. (...) Nie wolno określać dawnych kolegów z Solidarności jako tych, którzy stoją „tam gdzie stało ZOMO” i jeszcze mieć pretensje do uczciwej debaty politycznej - dodał.
Brytyjczyk twierdzi, że prędzej czy później emocje opadną i "bańka mydlana wojny polsko-polskiej" pęknie. Według niego żelazny elektorat PiS-u stanowią osoby, którym nie udało się odnaleźć po 1989 roku. Davies sądzi, że poparciu dla Kaczyńskiego sprzyja w ich przypadku fakt, że kierują się emocjami, a nie rozumem. Stosowane przez nich podziały "my-oni" czy "patrioci-zdrajcy" dodatkowo pogarszają ich zdolność do realnej oceny sytuacji.
Z Normanem Daviesem rozmawiał "Newsweek". Tak mocnych słów do opisu polskiej rzeczywistości politycznej historyk jeszcze nie używał. Wojna polsko-polska według Daviesa trwa przed Pałacem Prezydenckim, a podgrzewa ją w swojej retoryce prezes Kaczyński ze współpracownikami. Zamieszanie związane z przenosinami krzyża z Krakowskiego Przedmieścia profesor i miłośnik Polski określa krótko: "przygnębiający spektakl". Oskarża też Prawo i Sprawiedliwość o celowe podkopywanie III RP.
- Moim zdaniem źródła awantur trzeba szukać w jednej formacji (jeśli nie u jednego człowieka), która ruszyła do walki zaraz po wygranych wyborach w 2005 roku - powiedział w rozmowie z Dariuszem Wilczakiem z "Newsweeka".
- Formacja ta rzuca najboleśniejsze zarzuty na przeciwników i równocześnie narzeka, że ona sama jest ofiarą „brutalnego ataku”. (...) Nie wolno określać dawnych kolegów z Solidarności jako tych, którzy stoją „tam gdzie stało ZOMO” i jeszcze mieć pretensje do uczciwej debaty politycznej - dodał.
Brytyjczyk twierdzi, że prędzej czy później emocje opadną i "bańka mydlana wojny polsko-polskiej" pęknie. Według niego żelazny elektorat PiS-u stanowią osoby, którym nie udało się odnaleźć po 1989 roku. Davies sądzi, że poparciu dla Kaczyńskiego sprzyja w ich przypadku fakt, że kierują się emocjami, a nie rozumem. Stosowane przez nich podziały "my-oni" czy "patrioci-zdrajcy" dodatkowo pogarszają ich zdolność do realnej oceny sytuacji.

     A swoją drogą nie rozumiem, dlaczego przedstawiciele polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych napadają naszego obecnego Prezydenta, Bronisława Komorowskiego któremu, jako Prezydentowi, niezależnie od czy ktoś na niego głosował czy nie należy się szacunek JAKO PREZYDENTOWI. Ciekawa jestem, co by było gdybyście tak witali Prezydenta USA? Słynna "Katastrofa Smoleńska"... tak wydarzyła  się ale zginęło tam bardzo wiele naprawdę wspaniałych i wartościowych osób a tylko nieliczne ciągle robią bałagan pod Pałacem Prezydenckim. Kwiaty zwyczajowo składa się tam, gdzie ktoś zginął na przykład w wypadku samochodowym, a więc w tym przypadku powinny być co miesiąc składane w Smoleńsku.  Pałac Prezydencki na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie nie jest Pałacem ŚP Prezydenta bo przed nim mieszkali tam również inny nasi prezydenci. To tylko biuro prezydenta z mieszkaniem służbowym i tyle! Rozumiem jednak dlaczego obecny Prezydent  nie chce tam mieszkać.... Ja osobiście jako Warszawianka od wielu pokoleń też mam dosyć tego  comiesięcznego bałaganu na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim o objazdu mojego autobusu kiedy ledwie żywa wracam nim do domu po 9-cio lub 12-o godzinnym dniu pracy! 
     Dodam jeszcze tylko, że Bracia  mieli już "podwójną" władzę w swoim ręku (ustawodawczą i wykonawczą bo jeden był Prezydentem a drugi Premierem) i wtedy mogli pokazać co mogą zrobić dla Polski ale..... jakoś ..... za to protestowali przeciwko naszemu wstąpieniu do UE i do NATO. A kiedyś, jeśli chodzi o historię, nie wiem, czy Państwo o tym wiecie czy nie, Bracia palili kukłę Lecha Wałęsy. Jeden z Braci, gdy był Prezydentem Warszawy też niewiele zrobił, o wiele wiele mniej niż obecna Pani Prezydent. Sprawę Muzeum Powstania Warszawskiego ostatecznie on doprowadził do końca, ale zaczął je organizować wiele lat temu zupełnie ktoś inny. Jeżeli ktoś nie wierzy proszę wpisać hasło Muzeum Powstania Warszawskiego i poszukać w Wikipedii.   Dobrze jest krytykować kogoś jak się samemu niewiele zrobiło... nie mówiąc o tym że też obiecywali...
     Szlachectwo zobowiązuje, kultura też tym bardziej polityków na stanowiskach !!!