niedziela, 2 czerwca 2019

GDAŃSK – SOLIDARNOŚĆ - STOCZNIA



     Obchodzimy 30-lecie Wolnej Polski. Korzystamy z wolności wywalczonej przez stoczniowców na czele z Lechem Wałęsą i naszych opozycjonistów. Niestety wiele osób zapomniało komu tak naprawdę zawdzięczamy tę naszą wolność, którą cieszyliśmy się przez 30 lat i którą teraz PiS nam odbiera łamiąc Konstytucję i demolując Polskę.  Podczas strajku stoczniowców w Gdańsku byłam akurat w Karwi z moim 5-letnim synkiem , będąc jednocześnie w szóstym  miesiącu ciąży z drugim, jak się okazało, też synkiem. Zmieniłam moją mamę która wróciła do Warszawy, miał do nas przyjechać mój mąż i razem mieliśmy wrócić do Warszawy.Jeździliśmy wtedy „Maluchem” czyli Fiatem 126 P. Pracowałam wtedy w jednym z czasopism branżowych, dotyczącym motoryzacji. W mediach rządowych, innych nie było, oczywiście, podobnie jak teraz, nie informowano rzetelnie o tym, co się dzieje na Wybrzeżu. Coś się słyszało kiedy wracał ktoś z wakacji, ale każdy cedził oszczędnie słowa. Wiedzieliśmy wszyscy jednak, że sprawa wygląda bardzo poważnie. Straszono nas nawet, że tuż za naszymi granicami, stoją jednostki Armii Radzieckiej, gotowe w każdej chwili na interwencję na prośbę władz polskich. Dostałam urlop, który na ten okres zaplanowałam dużo wcześniej, prośbę koleżanki, koledzy i mój naczelny poprosili mnie o przywiezienie jakiejś prasy znad morza, bo, jak zwykle reszta kraju była celowo niedoinformowana i pojechałam do Karwi. Każdy strajk, każda rewolucja z daleka wygląda dużo groźniej, kiedy jesteśmy w środku wydarzeń nie jest aż tak groźnie, chociaż oczywiście w każdej chwili można przy okazji oberwać.  Kiedy już znalazłam się nad morzem  oczywiście w miejscowej prasie były artykuły o wydarzeniach jakie miały miejsce. Prasę przywoził do budki z gazetami autobus PKS który miał pętlę  Karwi i tu kończył swój przejazd. Dojeżdżały tu PKS z Pucka i Władysławowa. Gazety przywoził chyba ten z Władysławowa. Trzeba było rano biec do kiosku bo chętnych wczasowiczów, którzy chcieli przeczytać o tym,co się dzieje w Gdańsku było wielu, a miejscowej  prasy mało. Oczywiście w środku kraju ani słowa nie pisano o tym, co się dzieje w Stoczni. Również nie było nic w wiadomościach telewizyjnych ani radiowych. Kierowcy PKS w Karwi otwierali okna i drzwi,  nastawiali radia w autobusach na miejscowe wiadomości a my, licznie zebrani letnicy, razem z miejscowymi mieszkańcami wsi, wystawaliśmy obok autobusów  i słuchaliśmy nawet negocjacji Solidarności z ówczesnym rządem. Miałam przenośne radio razem z magnetofonem MK 2500 (chyba) bo przywiozłam taśmy z nagraniami bajek dla synka. Mogłam te rozmowy nagrywać, ale niedostępne były puste taśmy do nagrywania. Na taśmach z bajkami pozaklejałam dziury mające uniemożliwić nagrywanie na nich czegokolwiek i na taśmach z bajkami nagrałam rozmowy prowadzone w Gdańsku. Oczywiście wracając do Warszawy podjechaliśmy możliwie najbliżej Stoczni i podeszliśmy pod słynną ubrana kwiatami bramę. Teraz banda podłych ludzi usiłuje zniszczyć wszystko, co wtedy wywalczono, usiłuje zdewaluować ciężką pracę opozycji, stoczniowców, dzieło które pochłonęło też liczne ofiary pełnych odwagi ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz