Obchodzimy 30-lecie Wolnej Polski.
Korzystamy z wolności wywalczonej przez stoczniowców na czele z Lechem Wałęsą i
naszych opozycjonistów. Niestety wiele osób zapomniało komu tak naprawdę
zawdzięczamy tę naszą wolność, którą cieszyliśmy się przez 30 lat i którą teraz
PiS nam odbiera łamiąc Konstytucję i demolując Polskę. Podczas strajku stoczniowców w Gdańsku byłam
akurat w Karwi z moim 5-letnim synkiem , będąc jednocześnie w szóstym miesiącu ciąży z drugim, jak się okazało, też
synkiem. Zmieniłam moją mamę która wróciła do Warszawy, miał do nas przyjechać
mój mąż i razem mieliśmy wrócić do Warszawy.Jeździliśmy wtedy „Maluchem” czyli
Fiatem 126 P. Pracowałam wtedy w jednym z czasopism branżowych, dotyczącym
motoryzacji. W mediach rządowych, innych nie było, oczywiście, podobnie jak
teraz, nie informowano rzetelnie o tym, co się dzieje na Wybrzeżu. Coś się
słyszało kiedy wracał ktoś z wakacji, ale każdy cedził oszczędnie słowa.
Wiedzieliśmy wszyscy jednak, że sprawa wygląda bardzo poważnie. Straszono nas nawet,
że tuż za naszymi granicami, stoją jednostki Armii Radzieckiej, gotowe w każdej
chwili na interwencję na prośbę władz polskich. Dostałam urlop, który na ten
okres zaplanowałam dużo wcześniej, prośbę koleżanki, koledzy i mój naczelny
poprosili mnie o przywiezienie jakiejś prasy znad morza, bo, jak zwykle reszta
kraju była celowo niedoinformowana i pojechałam do Karwi. Każdy strajk, każda
rewolucja z daleka wygląda dużo groźniej, kiedy jesteśmy w środku wydarzeń nie
jest aż tak groźnie, chociaż oczywiście w każdej chwili można przy okazji oberwać. Kiedy już znalazłam się nad morzem oczywiście w miejscowej prasie były artykuły o
wydarzeniach jakie miały miejsce. Prasę przywoził do budki z gazetami autobus
PKS który miał pętlę Karwi i tu kończył
swój przejazd. Dojeżdżały tu PKS z Pucka i Władysławowa. Gazety przywoził
chyba ten z Władysławowa. Trzeba było rano biec do kiosku bo chętnych
wczasowiczów, którzy chcieli przeczytać o tym,co się dzieje w Gdańsku było
wielu, a miejscowej prasy mało.
Oczywiście w środku kraju ani słowa nie pisano o tym, co się dzieje w Stoczni.
Również nie było nic w wiadomościach telewizyjnych ani radiowych. Kierowcy PKS w Karwi otwierali okna i drzwi, nastawiali radia w autobusach na miejscowe
wiadomości a my, licznie zebrani letnicy, razem z miejscowymi mieszkańcami wsi,
wystawaliśmy obok autobusów i
słuchaliśmy nawet negocjacji Solidarności z ówczesnym rządem. Miałam przenośne
radio razem z magnetofonem MK 2500 (chyba) bo przywiozłam taśmy z nagraniami
bajek dla synka. Mogłam te rozmowy nagrywać, ale niedostępne były puste taśmy
do nagrywania. Na taśmach z bajkami pozaklejałam dziury mające uniemożliwić
nagrywanie na nich czegokolwiek i na taśmach z bajkami nagrałam rozmowy
prowadzone w Gdańsku. Oczywiście wracając do Warszawy podjechaliśmy możliwie
najbliżej Stoczni i podeszliśmy pod słynną ubrana kwiatami bramę. Teraz banda
podłych ludzi usiłuje zniszczyć wszystko, co wtedy wywalczono, usiłuje
zdewaluować ciężką pracę opozycji, stoczniowców, dzieło które pochłonęło też
liczne ofiary pełnych odwagi ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz