niedziela, 1 czerwca 2014

Bodajbyś żył w ciekawych czasach... dziś oczami powojennego dziecka

     ..... tak podobno brzmi chińskie przekleństwo. Coś w tym na pewno jest. Kiedyś żyło się wolniej, ale był czas na rodzinne spacery, rozmowy, czytanie dzieciom książek bez konieczności promowania hasła "Cała Polska czyta dzieciom". Przecież chyba każdy kto ma dzieci powinien wiedzieć że z dziećmi się rozmawia i czyta się im książki. Przepraszam chyba nie każdy bo obserwuję rodziców którzy natychmiast po usadzeniu dziecka w środkach komunikacji miejskiej wręczają mu telefon komórkowy po czym małe paluszki zwinnie biegają po klawiaturze i dziecko zamiast marudzić,  zajmuje się grą komputerową. Nawet w muzeum ze zdziwieniem, obserwowałam kiedyś pewną czteroosobową rodzinę kompletnie zaskoczona jej zachowaniem. Rodzice z dziewczynką pewnie ośmio- lub dziewięcioletnią oglądali obrazy a w tym czasie ich trzy lub czteroletni synek bawiła się tabletem na którym miał nagraną jakąś grę komputerową. Świetny sposób na przyzwyczajanie dzieci do obcowania ze sztuką.... a potem trzeba przypominać rodzicom o tym, że powinni czytać swoim dzieciom. Można powiedzieć,  że świat zwariował i nie ma czasu na sentymenty chociaż ludzie tak bardzo poszukują przyjaźni i miłości.  Nawet jeżeli chcemy w jakimś momencie wyhamować to inni nieustannie nas poganiają i pchają do przodu. Litości ! Ludzie opamiętajcie się i przestańcie tak na oślep pędzić przed siebie! 
      Choć duszę i serce mam młode to jestem produktem powojennym i niejedno już przeżyłam. Moje dzieciństwo było szczęśliwe, może nawet szczęśliwsze niż dzieciństwo niejednego dziecka w dzisiejszych czasach. Było może zdrowsze i bardziej rodzinne, ale nie tak kolorowe jak teraz. Byłam "chorowitką" w dodatku jedynaczką, moje życie toczyło się od anginy do anginy, nie wspomnę o chorobach zakaźnych, na które wtedy nie było jeszcze szczepionek.  Było zdrowiej ale okropnie szaro i przaśnie. Oczywiście każdy robił co tylko mógł żeby trochę ubarwić życie. Wprawdzie w sklepach trudno było dostać kolorowe papiery i bibułki (chyba że z jakiś przedwojennych zapasów właścicieli takich sklepów) więc zbierałyśmy z mamą kolorowe papierki od cukierków,  które potem służyły do wyrobu zabawek na choinkę. Kiedyś mama dostała od jakiegoś kolegi biurowego który miał rodzinę w Anglii kilka cukierków stamtąd, jakieś trzy papierki od tych cukierków chowam do dziś na wieczną rzeczy pamiątkę.Za to był czas na wspólne spacery, robienie podczas wakacji zielnika posługując się "Kluczem roślin", wspólne, rodzinne robienie ozdób choinkowych z tego, co udało się zgromadzić. Wszyscy razem : moja mama. moi dziadkowie i ja, zgromadzeni wokół okrągłego stołu oświetlonego ciepłym światłem lampy. Lalek miałam zaledwie kilka, ubranka szyłam im sama dlatego śmieszy mnie, kiedy ktoś nie kupuje w sklepie bluzki z urwanym guzikiem bo... nie umie przyszywać guzików! Robiłam sobie kukiełki do domowego teatrzyku z pustych makówek bo to były czasy kiedy posiadanie maku w ogródku nie było absolutnie niczym podejrzanym a tym bardziej zabronionym. Nie chodziłam ku mojej rozpaczy do przedszkola (zazdrościłam,  kiedy dzieci z sąsiedztwa opowiadały jak razem z wychowawczynią płakały po śmierci Stalina), ale za to spędzałam czas z moimi ukochanymi dziadkami którzy czytali mi książki, chodzili ze mną na spacery i opowiadali różne ciekawe historie. Teraz jest weselej i bajecznie kolorowo, mamy na co dzień wszystko to, co kiedyś można było oglądać na zachodnich filmach ale każdy żyje jakby zupełnie osobno i to jest smutne. Wszystko jest bardzo powierzchowne i często bezmyślne. Ludzie dzielą się teraz tylko na dwie grupy: bardzo bogaci albo bardzo biedni, czasem poniżej minimum socjalnego. Kiedyś istniała jeszcze klasa średnia czyli jak kto woli inteligencja pracująca... Naprawdę smutne! Ciągle biegiem żeby jakoś przetrwać. A gdzie czas na to, co najważniejsze czyli na miłość?????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz