Myślę, że urodziłam
się z ADHD tylko nie znano tej „jednostki chorobowej. Mówiono o mnie
wiercipięta, żywe dziecko, które nie potrafi spokojnie usiedzieć na jednym
miejscu. Rzeczywiście, nigdy nie byłam typem nienagannie zachowującej się
dziewczynki, siedzącej w bezruchu z zasznurowaną buzią. Było mnie wszędzie
pełno, często miałam obtarte kolana i łokcie, zawsze miałam coś do powiedzenia
na każdy temat. Mam, jak mawia moja mama „dobrze zawieszony język”. Nie
odpowiadam komuś jeśli po prostu nie chcę, ale jeżeli już komuś odpowiadam, to
moja odpowiedź bywa przeważnie celnie
wymierzona.
Czasem
czuję się jak porcelanowy piesek z utrąconym uchem: nikt go nie chce, tkwi
gdzieś głęboko w lamusie razem z innymi, niepotrzebnymi i dawno zapomnianymi
przedmiotami. Tylko przypadek może sprawić, że kiedyś, podczas generalnych porządków
ktoś pieska znajdzie, odkurzy i postawi na widoku, jako okaz kiczowatej sztuki
jarmarcznej. Na co komu taki piesek z utrąconym uchem? Już dawno nikt nie
produkuje się takich piesków ale przecież zawsze można go oddać na loterię
fantową z okazji albo ku czci. Żeby żaden los nie był pusty bo przecież „każdy
los wygrywa”. Jak to się mogło stać, że stałam się takim nikomu niepotrzebnym
porcelanowym pieskiem? Sama nie wiem. Nie mogę też sobie przypomnieć kiedy się
to stało. Zupełnie przegapiłam ten moment.
Dlaczego
się tak czuję? Nie ma dziś prawdziwych przyjaźni, a jeżeli to bardzo rzadko,
nie ma też bezinteresownej pomocy, żarty
są coraz boleśniejsze. „Coś się spsiuło” jak mawiał jeden z moich synów, kiedy
zepsuł jakąś zabawkę. Tyle tylko, że życie i ludzkie uczucia wcale nie są
zabawkami i nie wolno z nimi igrać.
Poważnie
się obawiam, że się starzeję bo nie mogę przejść do porządku nad niektórymi
sprawami, denerwuje mnie zachowanie ludzi, ich chamstwo i znieczulica. Tyle na
początek (do przemyślenia)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz