Kiedy jestem zmęczona polityką wracam myślami do czasów dzieciństw, kiedy wszystko widziane moimi oczami, oczami powojennego dziecka wydawało się takie piękne. Wy też zróbcie sobie małą przerwę i chwilę odpocznijcie.
Myślę, że urodziłam się z ADHD tylko nie
znano tej „jednostki chorobowej”. Mówiono o mnie wiercipięta, żywe dziecko,
które nie potrafi spokojnie usiedzieć na jednym miejscu. Nawet podczas
posiłków, przy stole, machałam pod stołem nogami, a moja Babcia straszyła mnie,
że wożę na nogach diabła, czego zupełnie się jakoś nie bałam. Rzeczywiście, nigdy nie byłam typem
nienagannie zachowującej się dziewczynki, siedzącej w bezruchu z zasznurowaną
buzią. Było mnie wszędzie pełno, często miałam obtarte kolana i łokcie, zawsze
miałam coś do powiedzenia na każdy temat i tak mi zostało.
Mam podobno, jak
mawia dotąd żartem moja mama, „dobrze zawieszony język”. Nie odpowiadam komuś
jeśli po prostu nie chcę, ale jeżeli już komuś odpowiadam, to moja odpowiedź
bywa przeważnie celnie wymierzona.
Z Krakowa przeprowadziliśmy się bliżej
Warszawy, w której nie mieliśmy jeszcze mieszkania. W taki sposób znalazłam się
z rodzicami i dziadkami w Wołominie. Miałam zawsze więcej kolegów niż koleżanek
dlatego bawiło mnie chodzenie po drzewach i płotach bardziej niż zabawa
lalkami.
Właśnie w Wołominie ja, "panienka z dobrego
domu" nauczyłam się od chłopców z sąsiedztwa toczenia po ulicy
fajerki kuchennej za pomocą specjalnie wygiętego kawałka grubego drutu albo
pogrzebacza który chłopcy "podprowadzili" z domu. Byłam bardzo dumna
z tej nowej umiejętności, ale w domu nie chwaliłam się nią specjalnie. Niestety
nigdy nie nauczyłam się gwizdać na palcach, chociaż potrafię gwizdać i głośno i
koncertowo!
W tym czasie moi rodzice rozeszli się,
tata wyprowadził się do Warszawy a ja z mamą i dziadkami zostałam w Wołominie.
Mieszkaliśmy tam jeszcze przez kilka lat. Mama jeździła do pracy w Warszawie a
ja zostawałam pod opieką dziadków.
Słodka i niewinna z wyglądu, „dobrze ułożona”, rozrabiałam na podwórku
jak pijany zając.
Zawsze jednak byłam wyjątkowo uczulona na
krzywdę tych, którzy byli słabsi i nie potrafili się bronić i na krzywdę
zwierząt które kochałam bez wyjątku od liszek i żab przez ptaki aż po dzikie
koty i psy. Pamiętam że podczas wakacji nad morzem po obiedzie chodziliśmy
czasem na spacer z Karwi do Jastrzębiej Góry (kilka kilometrów), wzdłuż szosy.
Wtedy ruch na drogach był znikomy. Po szosie skakały pod wieczór maleńkie żaby.
Słysząc z oddali warkot samochodu rzucałam się na asfalt, zgarniałam żaby w
sukienkę, wypuszczałam na skraju lasu i
ratowałam je przed przejechaniem. To, że sprowadzałam ciągle do mieszkania
jakieś zwierzaki do podleczenia to dla moich najbliższych stało się po pewnym
czasie prawie normalne.
Kiedy byłam starsza, zapraszałam do
mieszkania koleżanki i kolegów którzy byli głodni albo tych, którym nie miał
kto pomóc w lekcjach. Mnie w domu pomagano więc moim koleżankom i kolegom też.
Teraz dalej nie potrafię usiedzieć na
miejscu ani milczeć jak ryba, kiedy w Polsce , w której udało się wreszcie po
25 lat temu, kolejny raz wywalczyć demokrację,
ta demokracja przez nieodpowiednich
nieodpowiedzialnych ludzi jest niszczona a prawo i konstytucja łamane.
KOD to wspaniały ruch społeczny, ruch, który bardzo jednoczy ludzi, niezależnie
od ich pochodzenia, statusu społecznego czy wykształcenia. Jednoczy wszystkich
przyzwoitych a wiadomo, że jak powiedział kiedyś profesor Bartoszewski, warto
być przyzwoitym. Boję się tłumu i unikam go, ale jestem pewna, że na
manifestacjach KODu nie może mnie spotkać nic złego bo wszyscy są wobec siebie
naprawdę mili i życzliwi. Biorę udział w każdej manifestacji. Moje ADHD i
poczucie sprawiedliwości nie pozwala mi w takich chwilach siedzieć w domu.
Ze swoim ADHD postanowiłam się zaprzyjaźnić. Myślę, że mi się
udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz