piątek, 29 kwietnia 2016

Moje ADHD



       Kiedy jestem  zmęczona polityką wracam myślami do czasów dzieciństw, kiedy wszystko widziane moimi oczami, oczami powojennego dziecka wydawało się  takie piękne. Wy też zróbcie sobie małą przerwę i chwilę odpocznijcie.
      Myślę, że urodziłam się z ADHD tylko nie znano tej „jednostki chorobowej”. Mówiono o mnie wiercipięta, żywe dziecko, które nie potrafi spokojnie usiedzieć na jednym miejscu. Nawet podczas posiłków, przy stole, machałam pod stołem nogami, a moja Babcia straszyła mnie, że wożę na nogach diabła, czego zupełnie się jakoś nie bałam.  Rzeczywiście, nigdy nie byłam typem nienagannie zachowującej się dziewczynki, siedzącej w bezruchu z zasznurowaną buzią. Było mnie wszędzie pełno, często miałam obtarte kolana i łokcie, zawsze miałam coś do powiedzenia na każdy temat i tak mi zostało.
Mam podobno, jak mawia dotąd żartem moja mama, „dobrze zawieszony język”. Nie odpowiadam komuś jeśli po prostu nie chcę, ale jeżeli już komuś odpowiadam, to moja odpowiedź bywa przeważnie  celnie wymierzona. 
    Z Krakowa przeprowadziliśmy się bliżej Warszawy, w której nie mieliśmy jeszcze mieszkania. W taki sposób znalazłam się z rodzicami i dziadkami w Wołominie. Miałam zawsze więcej kolegów niż koleżanek dlatego bawiło mnie chodzenie po drzewach i płotach bardziej niż zabawa lalkami.
     Właśnie w  Wołominie ja, "panienka z dobrego domu"  nauczyłam się od chłopców z sąsiedztwa toczenia po ulicy fajerki kuchennej za pomocą specjalnie wygiętego kawałka grubego drutu albo pogrzebacza który chłopcy "podprowadzili" z domu. Byłam bardzo dumna z tej nowej umiejętności, ale w domu nie chwaliłam się nią specjalnie. Niestety nigdy nie nauczyłam się gwizdać na palcach, chociaż potrafię gwizdać i głośno i koncertowo!
     W tym czasie moi rodzice rozeszli się, tata wyprowadził się do Warszawy a ja z mamą i dziadkami zostałam w Wołominie. Mieszkaliśmy tam jeszcze przez kilka lat. Mama jeździła do pracy w Warszawie a ja zostawałam pod opieką dziadków.  Słodka i niewinna z wyglądu, „dobrze ułożona”, rozrabiałam na podwórku jak pijany zając. 
Zawsze jednak byłam wyjątkowo uczulona na krzywdę tych, którzy byli słabsi i nie potrafili się bronić i na krzywdę zwierząt które kochałam bez wyjątku od liszek i żab przez ptaki aż po dzikie koty i psy. Pamiętam że podczas wakacji nad morzem po obiedzie chodziliśmy czasem na spacer z Karwi do Jastrzębiej Góry (kilka kilometrów), wzdłuż szosy. Wtedy ruch na drogach był znikomy. Po szosie skakały pod wieczór maleńkie żaby. Słysząc z oddali warkot samochodu rzucałam się na asfalt, zgarniałam żaby w sukienkę, wypuszczałam na skraju lasu  i ratowałam je przed przejechaniem. To, że sprowadzałam ciągle do mieszkania jakieś zwierzaki do podleczenia to dla moich najbliższych stało się po pewnym czasie prawie normalne.
Kiedy byłam starsza, zapraszałam do mieszkania koleżanki i kolegów którzy byli głodni albo tych, którym nie miał kto pomóc w lekcjach. Mnie w domu pomagano więc moim koleżankom i kolegom też.
Teraz dalej nie potrafię usiedzieć na miejscu ani milczeć jak ryba, kiedy w Polsce , w której udało się wreszcie po 25 lat temu, kolejny raz wywalczyć demokrację,  ta demokracja przez nieodpowiednich  nieodpowiedzialnych ludzi jest niszczona a prawo i konstytucja łamane. KOD to wspaniały ruch społeczny, ruch, który bardzo jednoczy ludzi, niezależnie od ich pochodzenia, statusu społecznego czy wykształcenia. Jednoczy wszystkich przyzwoitych a wiadomo, że jak powiedział kiedyś profesor Bartoszewski, warto być przyzwoitym. Boję się tłumu i unikam go, ale jestem pewna, że na manifestacjach KODu nie może mnie spotkać nic złego bo wszyscy są wobec siebie naprawdę mili i życzliwi. Biorę udział w każdej manifestacji. Moje ADHD i poczucie sprawiedliwości nie pozwala mi w takich chwilach siedzieć w domu.
 Ze swoim ADHD postanowiłam się zaprzyjaźnić. Myślę, że mi się udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz