O partii, której nazwy nie wymieniam z
zasady, mogłabym powiedzieć to nie moje małpy, nie mój cyrk bo w
koszmarze sennym nie przyszłoby mi do głowy żeby głosować na kogokolwiek z tej
bandy zakompleksiałych nieudaczników, którzy mszczą się na wszystkich za wszystko.
Najczęściej za swoje nieudacznictwo i własne niepowodzenia.
Małpy rzeczywiście nie
są moje, bo na nie, nie głosowaliśmy ani ja, ani nikt z mojej rodziny, ale cyrk
niestety jest już mój, bo jestem zmuszona żyć, a właściwie wegetować w tym
cyrku.
Na środku areny
rozgrywa się w świetle jupiterów rzeź, w dodatku wmawia się nam, że to właśnie
na nasze własne życzenie. Nowi właściciele cyrku niszczą wszystko, co się tylko
da zniszczyć. Jednocześnie zwalają wszystko na poprzednią władzę, na emigrantów,
imigrantów, na Żydów, Unię Europejską, drugi gatunek Polaków z genami
zdrady, na złodziei i komunistów a najchętniej na naszego byłego
premiera, Donalda Tuska, podejrzanego jak każdy, tym bardziej że jego dziadek,
jako rdzenny Kaszub musiał służyć w Wermachcie, bo tam go powołano.
Prezes partii, co to
jej nie wymieniam i główny udziałowiec akcji cyrku szuka winnych za wszystko
dookoła, zamiast uderzyć się we własne piersi i zrobić porządny rachunek
sumienia. Działa jak rasowy złodziej, pod osłoną nocy nie zwracając na nikogo
uwagi. Musi mieć zawsze jakiegoś konkretnego wroga, bo urojeni wrogowie już mu
nie wystarczą. Działa zza pleców innych, co nie jest trudne, bo jest, jak to
się mówiło w czasach pana Zagłoby, "nikczemnego wzrostu" (nawet
przemawiając staje na drabince, żeby pokazać swoją wyższość , przynajmniej
fizyczną, nad otoczeniem.
Stworzony przez niego
teatr marionetek , w którym lalki wykonują ciągle jakieś dziwne, zupełnie
nieskoordynowane kroki, nie cieszy się specjalna popularnością. Sztuki
wystawia marne, aktorzy grają w zakurzonych i poplamionych kostiumach, ich
maski są zniszczone a peruki zapchlone. Udają, że zakwalifikowano ich do
pierwszego sortu, ale tak naprawdę są poza wyborem. Wszelkie próby porozumienia
się z nimi spełzają na niczym i przypominają dziecięca zabawę " w
pomidora".
Cały świat znakomicie
się orientuje, co się w tym cyrku rozgrywa, świat to już nie ten sam świat z
żelazną kurtyną co kiedyś. Ludzie podróżują o całym świecie, rodziny po tej i
po tamtej stronie granic są , dzięki nowoczesnym osiągnięciom tak jak internet
w stałym, codziennym kontakcie. Już nie jesteśmy mieszkańcami zaścianka ale
obywatelami świata, czego nie może zrozumieć dyrektor tego zapchlonego
cyrku.
Ponieważ nie chodzi o to,
żeby złapać króliczka, ale o to, żeby go gonić, wysysa ze swojego
brudnego palca ciągle jakiś nowych zmyślonych wrogów i rzuca je na pożarcie.
Jednocześnie oskarża wszystkich o donoszenie i powodowanie wycieków tego, co
się dzieje na arenie wszystkich dookoła.
Najdziwniejsze jest to, że
osoby dyskredytowane przez dyrektora cyrku i jego współpracowników cieszą się
ogromnym poważaniem na arenie międzynarodowej, natomiast osoby stawiane na
piedestale przez tegoż zupełnie nie są szanowane na zewnątrz lub wręcz postponowane. Szacunek? A kto powiedział, że szacunek otrzymuje się z nadania ?
Właściciel cyrku
oskarża wszystkich dookoła o dyskredytowanie jego pupilków. Czy można jednak
dyskredytować kogoś, kto sam siebie tym, co robi i mówi, dyskredytuje ? Pewnie
można, ale po co ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz