wtorek, 5 kwietnia 2016

Dyskredytacja

      
O partii, której nazwy nie wymieniam z zasady, mogłabym powiedzieć  to nie moje małpy, nie mój cyrk bo w koszmarze sennym nie przyszłoby mi do głowy żeby głosować na kogokolwiek z tej bandy zakompleksiałych nieudaczników, którzy mszczą się na wszystkich za wszystko. Najczęściej za swoje nieudacznictwo i własne niepowodzenia.
     Małpy rzeczywiście nie są moje, bo na nie, nie głosowaliśmy ani ja, ani nikt z mojej rodziny, ale cyrk niestety jest już mój, bo jestem zmuszona żyć, a właściwie wegetować w tym cyrku. 
      Na środku areny rozgrywa się w świetle jupiterów rzeź, w dodatku wmawia się nam, że to właśnie na nasze własne życzenie. Nowi właściciele cyrku niszczą wszystko, co się tylko da zniszczyć. Jednocześnie zwalają wszystko na poprzednią władzę, na emigrantów, imigrantów, na  Żydów, Unię Europejską, drugi gatunek Polaków z genami zdrady, na złodziei i komunistów a najchętniej  na naszego byłego premiera, Donalda Tuska, podejrzanego jak każdy, tym bardziej że jego dziadek, jako rdzenny Kaszub musiał służyć w Wermachcie, bo tam go powołano. 
     Prezes partii, co to jej nie wymieniam i główny udziałowiec akcji cyrku szuka winnych za wszystko dookoła, zamiast uderzyć się we własne piersi i zrobić porządny rachunek sumienia. Działa jak rasowy złodziej, pod osłoną nocy nie zwracając na nikogo uwagi. Musi mieć zawsze jakiegoś konkretnego wroga, bo urojeni wrogowie już mu nie wystarczą. Działa zza pleców innych, co nie jest trudne, bo jest, jak to się mówiło w czasach pana Zagłoby, "nikczemnego wzrostu" (nawet przemawiając staje na drabince, żeby pokazać swoją wyższość , przynajmniej fizyczną, nad otoczeniem. 
     Stworzony przez niego teatr marionetek , w którym lalki wykonują ciągle jakieś dziwne, zupełnie nieskoordynowane  kroki, nie cieszy się specjalna popularnością. Sztuki wystawia marne, aktorzy grają w zakurzonych i poplamionych kostiumach, ich maski są zniszczone a peruki zapchlone. Udają, że  zakwalifikowano ich do pierwszego sortu, ale tak naprawdę są poza wyborem. Wszelkie próby porozumienia się z nimi spełzają na niczym i przypominają dziecięca zabawę " w pomidora".
     Cały świat znakomicie się orientuje, co się w tym cyrku rozgrywa, świat to już nie ten sam świat z żelazną kurtyną co kiedyś. Ludzie podróżują o całym świecie, rodziny po tej i po tamtej stronie granic są , dzięki nowoczesnym osiągnięciom tak jak internet w stałym, codziennym kontakcie. Już nie jesteśmy mieszkańcami zaścianka ale obywatelami świata, czego nie może zrozumieć dyrektor tego zapchlonego cyrku. 
    Ponieważ nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, ale o to, żeby go gonić,  wysysa ze swojego brudnego palca ciągle jakiś nowych zmyślonych wrogów i rzuca je na pożarcie. Jednocześnie oskarża wszystkich o donoszenie i powodowanie wycieków tego, co się dzieje na arenie wszystkich dookoła.
   Najdziwniejsze jest to, że osoby dyskredytowane przez dyrektora cyrku i jego współpracowników cieszą się ogromnym poważaniem na arenie międzynarodowej, natomiast osoby stawiane na piedestale przez tegoż zupełnie nie są szanowane na zewnątrz lub wręcz postponowane. Szacunek? A kto powiedział, że szacunek otrzymuje się z nadania ?
     Właściciel cyrku oskarża wszystkich dookoła o dyskredytowanie jego pupilków. Czy można jednak dyskredytować kogoś, kto sam siebie tym, co robi i mówi, dyskredytuje ? Pewnie można, ale po co ?
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz